Pogłębia się giełdowy kryzys w Atenach

Na ateńskiej giełdzie kursy akcji dawno już spadły poniżej wszelkichoczekiwań. Tysiące drobnych graczy stanęło na progu bankructwa,kilku popełniło samobójstwo. Rząd Kostasa Simitisa debatuje,jak zaradzić sytuacji, a zwierzchnik greckiego Kościoła ortodoksyjnegonawołuje do modlitw za ofiary załamania indeksu.'

4 mln drachm (ok. 23 tys. DEM) ulokował w 1999 r. na oszczędnościowym rachunku mieszkaniec kurortu Loutraki, Nikolaos Liambotis. Kiedy ostatnio zjawił się w filii General Banku, by sprawdzić stan konta, okazało się, że pieniądze gdzieś zniknęły. Zniknął także kierownik ekspozytury Christos Sengas. Jak pisze niemiecki ?Handelsblatt?, w śledztwie wyszło na jaw, że bez wiedzy swoich klientów oczyścił ich konta z co najmniej 11 mln DEM, które ulokował na giełdzie i... przegrał. Numer na podobną skalę ?wykręcił? szef filii Alpha Banku w mieście Pyrgos, Anastasios Maniatis. Zanim przyszła po niego policja, popełnił samobójstwo. Pozostawił list: ?Nie jestem złodziejem, jestem ofiarą giełdy?. Przed kilkoma dniami żona w ostatniej chwili odcięła ze sznura 50-letniego mieszkańca miasta Ioannina, który stracił na parkiecie w Atenach oszczędności rodziny i kilku znajomych.? Zapewne nie są to ostatnie ofiary kryzysu greckiej giełdy ? twierdzi korespondent ?Handelsblatta? Gerd Höhler. Od 16 miesięcy kursy akcji na tamtejszym parkiecie spadają w zastraszającym tempie. W ub. roku główny indeks ateńskiej giełdy, grupujący 60 największych spółek, stracił 38,8%, a od stycznia tego roku kolejne ponad 10%. W sumie od historycznego maksimum z września 1999 r. jego notowania spadły o blisko 53%. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja na rynku mniejszych spółek, z których większość kosztuje już blisko 90% mniej niż w 1999 r.Z prezentowanych przez analityków danych wynika, że giełda grecka była jedną z najbardziej stabilnych w regionie. Od momentu jej utworzenia w 1964 r. średni roczny wzrost głównego indeksu oscylował wokół 26%. Hossa rozpoczęła się w 1997 r. (+58%). Rok później indeks zyskał już 85%, a w 1999 r. nawet 102%. Wtedy na parkiet rzuciły się tysiące drobnych inwestorów zwabionych możliwością łatwego zysku. Pozbywano się oszczędności, w bankach ustawiały się kolejki po kredyty, zastawiano domy, samochody, firmy. Teraz przyszedł czas płacenia rachunków. ? Ponad połowa naszych członków jest już bankrutami ? przyznaje szef izby handlowej w mieście Pyrgos, Athanasios Skordalis.Kryzys na rynku kapitałowym powoduje już pierwsze rysy na wizerunku socjalistycznego rządu kierowanego przez Kostasa Simitisa. ?To jest już dramat? ? stwierdziła w głównym artykule ekonomiczna gazeta ?Isotimia?, ilustrując tekst zdjęciami z Wall Street z czasów kryzysu w 1929 r. Od kilku dni Villa Maximos (siedziba premiera) jest chroniona przez dodatkowe oddziały policji, powstrzymującej demonstracje niezadowolonych graczy. Konserwatywna opozycja domaga się ustąpienia ministra gospodarki i finansów Jannosa Papantoniou, któremu zarzuca, że w szczytowym momencie hossy publicznie namawiał do inwestowania, zamiast ostrzec przed konsekwencjami ewentualnej zmiany sytuacji na rynku.Na razie zwierzchnik greckiego Kościoła ortodoksyjnego arcybiskup Christodoulos wezwał wiernych do modlitw za ? jak to określił ? ofiary załamania indeksu. Natomiast ci gracze, którzy jeszcze wytrwali na parkiecie, czekają z niecierpliwością na 31 maja 2001 r. Zgodnie z zapowiedziami, tego dnia amerykański bank inwestycyjny Morgan Stanley ma awansować ateńską giełdę z kategorii emerging markets do rynków rozwiniętych. Ich zdaniem, być może ten krok przyciągnie wreszcie na rynek poważny zagraniczny kapitał i kursy przestaną spadać.

W.K.?Handelsblatt?