System dziesiętny na nowojorskiej giełdzie
Wydawałoby się, że o wiele prościej jest kupować i sprzedawać za dolary i centy niż za 1/8 czy 1/16, a tym czasem nie wszyscy są zadowoleni z wprowadzenia systemu dziesiętnego na nowojorską giełdę.Z analiz prasowych wynika, że niewątpliwie wygrali na tym drobni inwestorzy i specjaliści, a na pierwszych przegranych wyglądają inwestorzy instytucjonalni. Najważniejszy skutek systemu dziesiętnego to znaczne zwiększenie liczby możliwych cen transakcji. Dotychczas było ich 16 w ramach dolara, teraz jest o 84 więcej. Tym samym znacznie zmniejszyła się wielkość zysku lub straty z jednej transakcji. Dotychczas nie mogła być mniejsza od 1/16, czyli 6 centów, teraz może wynosić 1 cent. Tym samym obniżono koszty transakcyjne inwestorów.Przed wprowadzeniem zmiany w przypadku największych spółek, takich jak General Electric, różnica między najwyższą ceną zgłoszoną przez maklera jako gotowość zapłaty za akcję i najniższą ceną, jaką ktokolwiek jest w stanie zaakceptować, wynosiła zazwyczaj 1/8. Jeśli zatem ta pierwsza wynosiła dla GE 45, a druga 45,125, to inwestor mógł kupić akcję za 45,125 lub sprzedać za 45. W nowym systemie te różnice zmniejszyły się i dla GE mieszczą się w przedziale 45,08?45,10. Wydawałoby się to korzystne zarówno dla kupujących, jak i dla sprzedających.I tak jest, ale dotyczy to detalicznych inwestorów, których transakcje obejmują zazwyczaj nie więcej niż tysiąc akcji. Niezadowoleni są natomiast inwestorzy instytucjonalni, handlujący jednorazowo pakietami po 10 tysięcy akcji lub więcej. Innym skutkiem wprowadzenia systemu dziesiętnego jest bowiem znaczne zmniejszenie się uwidocznionej płynności. Uczestnikom rynku pokazywane są tylko najbardziej zbliżone ceny, bez względu na wielkość oferty.Na zmniejszaniu różnic do 1 centa, a więc na obniżaniu kosztów transakcji, najbardziej korzystają specjaliści lub inni uczestnicy ?kroczący przed rynkiem?. Tak określa się tych specjalistów, którzy zamiast kojarzyć zlecenia kupna i sprzedaży po pasujących cenach, kupują akcje dla siebie, wiedząc, że mogą je później sprzedać klientom, którzy złożyli zlecenia na kupno. To odcina potencjalnych kupujących od pierwotnej ceny. Niektórzy nazwali już nowy system licencją dla specjalistów na drukowanie pieniędzy.Pojawiły się też obawy, że zawieranie transakcji po tak wielu różnych cenach może skłonić np. banki inwestycyjne do przeprowadzania operacji poza sesjami, co w sposób oczywisty zniekształca rynek.W biurach maklerskich zdarzali się też klienci niesłychanie zdenerwowani tym, że system dziesiętny jest dla nich trudny do pojęcia. Przypomina to oburzenie wielu Anglików na podzielenie funta szterlinga na 100 pensów. Im o wiele łatwiej obracało się pieniędzmi, gdy funt miał po prostu 20 szylingów, szyling 12 pensów, a bogatsi używali jeszcze gwinei.
J.B., ?Financial Times?, ?Barrons?