Kto nie ma kłopotów?

Rządy i banki centralne głównych krajów świata dobrze wiedzą, w jaki sposób radzić sobie z ryzykiem załamania finansowego i gospodarczego

Aktualizacja: 27.02.2017 23:35 Publikacja: 08.04.2008 10:26

Kłopoty ma cały świat. Stany Zjednoczone - przez dziesięciolecia gospodarcza potęga, symbol dobrobytu i stabilności - okazały się w ostatnich miesiącach bankrutem, który od ćwierć wieku zapożyczał się u reszty świata, po to by utrzymać swój wysoki poziom życia. Beztrosko zadłużał się w ostatnich latach amerykański rząd, obniżając podatki i zwiększając wydatki budżetowe, skutkiem czego w księgach rachunkowych amerykańskiego państwa pojawił się roczny deficyt przekraczający pół biliona dolarów (znacznie większy od całego PKB wytwarzanego w Polsce). Beztrosko zadłużały się amerykańskie gospodarstwa domowe, zaciągając masowo kredyty na kwotę wyższą od swoich łącznych oszczędności. Beztrosko pozwalały na to amerykańskie banki, udzielając kredytów hipotecznych osobom pozbawionym minimalnej wiarygodności kredytowej. I - generalnie rzecz biorąc - na astronomiczną kwotę niemal biliona dolarów rocznie zadłużał się wobec reszty świata cały amerykański naród.

Dziś przyszedł czas spłaty długów - a wraz z nim problemy. Pierwszą ofiarą tych problemów padł dolar, tracący w ciągu minionego roku 20 proc. wartości wobec euro (wobec złotego 25 proc.). Kolejną ofiarą okazała się amerykańska giełda, pociągająca za sobą w sferę spadków giełdy całego świata. Ale coraz częściej pada pytanie, w jakim stopniu ofiarą amerykańskiej beztroski i amerykańskich problemów padnie cała gospodarka światowa. To, że Stany Zjednoczone nie unikną recesji, jest już właściwie sprawą niekwestionowaną. Pytanie ogranicza się tylko do tego, na ile długotrwała i głęboka ona będzie. Oraz do problemu, na ile amerykańska recesja rozprzestrzeni się po całym globie, wiodąc do spowolnienia rozwoju gospodarczego Europy Zachodniej, Chin, a w ślad za tym właściwie wszystkich krajów świata. Nie wyłączając oczywiście i Polski, bo nasza gospodarka jest częścią gospodarki globalnej i nie ma sposobu, aby nie odczuła globalnych problemów.

Kłopoty mamy więc również w Polsce. W ciągu ostatnich kilku miesięcy inflacja wzrosła do ponad 4 proc., a zwiększające się w tempie ponad 12 proc. płace gwarantują, że na tym inflacyjna presja się nie skończy. Bank centralny przymierza się do kolejnych podwyżek stóp procentowych. Nastroje wyraźnie się pogorszyły - także ze względu na silne spadki cen akcji na giełdzie - a większość analityków spodziewa się, że tempo rozwoju gospodarczego przyhamuje. Słowem, kiepskie wiadomości.

Nie dajmy się jednak ponieść pesymizmowi! Nasza sytuacja nie jest wcale zła, a perspektywy rozwoju - dziś nieco zakłócone - na dłuższą metę bardzo dobre. Kilka argumentów za tym, aby nie tracić otuchy.

Przede wszystkim, wzrost gospodarczy w Polsce opiera się na potężnych fundamentach. Dzięki sukcesowi procesu reform i członkostwu w Unii Europejskiej nasz kraj zachowuje niezwykle wysoką atrakcyjność inwestycyjną, przyciągając corocznie kilkanaście miliardów euro zagranicznych inwestycji. Dodajmy do tego kolejne miliardy, których z roku na rok coraz więcej przypływa z budżetu Unii - a których pierwsze efekty zaczynamy już widzieć na polskich drogach - a można mieć realną nadzieję, że damy sobie radę nawet z ewentualną recesją w zachodniej Europie. Może zamiast 6-proc. wzrostu PKB będziemy w najbliższych latach odnotowywać "tylko" 4-5-proc., ale powodów do paniki nie ma. To także bardzo przyzwoity wynik.

Po drugie, nie obawiałbym się również zbytnio o nastroje polskich konsumentów i o perspektywy rozwoju rynku. To prawda, wielu ludzi boleśnie odczuło spadek wartości swoich oszczędności ulokowanych na giełdzie lub w funduszach inwestycyjnych (choć często mówimy o stratach papierowych, a nie rzeczywistych). Ale Polska to nie Stany Zjednoczone - o nastrojach konsumenckich i zakupach decydują bieżące dochody, a nie nagromadzone oszczędności. A bieżące dochody w najlepsze sobie rosną, podobnie zresztą jak zaciągany coraz chętniej kredyt konsumpcyjny.

Po trzecie, nie ma podstaw do dużych obaw o stabilność złotego. Inflacja wzrosła i zapewne jeszcze będzie wzrastać. Ale cały czas mówimy jednak o inflacji stosunkowo niskiej - 4-5-proc. (jeszcze dekadę temu mieliśmy w Polsce inflację sięgającą 20 proc.).

Co więcej, dzięki niezależności banku centralnego możemy mieć nadzieję, że inflacja tych rozsądnych granic na czas dłuższy nie przekroczy. A poza tym pamiętajmy i o tym, że inflacja wzrosła na całym świecie, a stopa inflacji obserwowana w Polsce nie różni się od tej, której doświadczają Amerykanie czy Hiszpanie.

Po czwarte wreszcie, możemy mieć nadzieję, że uda się też opanować sytuację w gospodarce światowej. Straszenie ludzi powtórką Wielkiego Kryzysu z lat 30. ubiegłego wieku (bardzo lubiane przez co bardziej żądnych sławy, ale niekoniecznie bardzo kompetentnych komentatorów) jest bzdurą. Rządy i banki centralne głównych krajów świata dobrze wiedzą, w jaki sposób radzić sobie z ryzykiem załamania finansowego i gospodarczego. Być może czeka nas jeszcze kilka przykrych miesięcy, ale w końcu sytuacja się ustabilizuje. A wtedy można oczekiwać, że na światowe giełdy powróci trend wzrostowy.

Pricewaterhousecoopers

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy