Najnudniejszy tydzień giełdowy w tym roku

Skala wahań notowań w ostatnim tygodniu była najmniejsza w tym roku. Również aktywność inwestorów pozostawiała mnóstwo do życzenia. Rynki ogarnął marazm. Przewrotnie może to oznaczać, że niedługo dojdzie do bardziej spektakularnego ruchu

Aktualizacja: 27.02.2017 23:01 Publikacja: 12.04.2008 13:30

Wskaźnik ATR, mierzący zmienność rynku, dla ostatnich pięciu dni spadł w tym tygodniu do zaledwie 1,3 proc. Jeszcze w połowie marca był dwa razy większy, a w połowie stycznia osiągnął dawno niewidziane 4,4 proc. W ostatnich 12 miesiącach wskaźnik ATR z 5 kolejnych sesji miał przeciętnie 1,9 proc.

Znaleźliśmy się więc już wyraźnie poniżej średniej. Do minimów z ubiegłego roku, które wypadły w okolicach 1,1 proc., niewiele już brakuje. Natomiast do okresów jeszcze większego marazmu, występujących w latach 2004-2005, które sprowadzały 5-sesyjny ATR w rejon 0,8 proc., mamy jeszcze sporo miejsca. Trudno się jednak spodziewać, żeby skala wahań spadła do tak niskiego poziomu w niedługim czasie.

W kontekście zmienności ciekawe jest to, że z jednej strony trzeci kolejny rok obserwujemy jej wzrost, a z drugiej strony zjawisko przybrało już na tyle duże rozmiary, że można spodziewać się jego ograniczenia. Skąd taki wniosek? 12-miesięczna średnia dla 5-sesyjnego ATR osiągnęła podobny poziom, jak w początkach 1999 r. oraz 2002 r., kiedy ustanawiane były poprzednie szczyty. Bazując na tej analogii, możemy w kolejnych miesiącach spodziewać się stopniowego uspokajania się nastrojów na naszym parkiecie.

Warszawa jak Nowy Jork

Jego sytuacja jest prawie dokładnie taka sama, jak w Ameryce. Nasz WIG znajduje się w niewielkiej odległości od górnej granicy trendu bocznego, jaki ukształtował się w ostatnich trzech miesiącach. Wypada przy 50 tys. pkt. Identycznie jest w przypadku S&P 500. Tutaj barierę stanowi 1395 pkt. Oba indeksy mają opór na wyciągnięcie ręki, ale jednak kupujący są zbyt słabi, by pokusić się o ich test. Widać, że obecnie będzie to trudne. Obawy o to, co przyniesie przyszłość, są zbyt duże.

Na krótką metę to zły znak sugerujący raczej cofnięcie się giełd spod tych barier. Wtedy na porządku dziennym będzie pytanie, czy mamy do czynienia jedynie z ruchem spadkowym w ramach trendu bocznego, czy może jednak początkową fazą powrotu do zniżkowej tendencji, jaka ma miejsce od połowy minionego roku, co doprowadziłoby do przełamania przez WIG styczniowego dołka.

Nie ma wątpliwości, że ten drugi scenariusz związany jest z kwestią rozwoju wypadków w globalnej gospodarce i tym, czy spełni się scenariusz przedstawiony ostatnio przez George?a Sorosa, który można krótko streścić słowami: zanim będzie lepiej, sytuacja musi się jeszcze pogorszyć. Światowe rynki takiego wariantu w obecnych kursach raczej nie uwzględniają. Podstawowym scenariuszem jest to, że w drugiej połowie tego roku zacznie poprawiać się kondycja amerykańskiej gospodarki, więc jej spowolnienie nie zdąży przełożyć się w negatywny sposób na inne regiony świata.

Taka teza stopniowo staje się wątpliwa. Wskaźniki wyprzedzające koniunktury dla najbardziej uprzemysłowionych krajów świata (OECD) stale się pogarszają. Opublikowane w piątek lutowe dane wskazują na dalsze osłabianie się najważniejszych gospodarek. Zaczęło to dotykać nawet Brazylię, w której notowano największą ekspansję. Systematyczny regres postępuje na rynku nieruchomości w Wielkiej Brytanii. W marcu ceny domów spadły aż o 2,5 proc. w porównaniu z lutym, a 12-miesięczne tempo obniżyło się do zaledwie 1,1 proc., najniższego poziomu, odkąd publikowane są takie dane, czyli od początku 2003 r. Równocześnie nie kończą się problemy związane z kryzysem na rynku kredytowym, o czym świadczyły potężne straty japońskiego Mizuho.

Ryzykowny sezon

Optymizmem nie napawają początki sezonu publikacji wyników za I kwartał przez amerykańskie firmy. Z grona blue chips osiągnięciami pochwaliły się Alcoa oraz General Electric. Obie rozczarowały. Do tego GE obniżył prognozę zysków. Spotkało się to z niekorzystnym odbiorem przez inwestorów. Potwierdziło się tym samym, że są oni wyczuleni na wszelkie sygnały odnośnie do tego, czy uda się zrealizować optymistyczne prognozy analityków dotyczące znacznej poprawy zysków w drugiej połowie tego roku. Charakterystyczne jest też to, że oba przedsiębiorstwa nie pochodzą z sektora finansowego. To ostrzeżenie, że kłopoty pojawiają się także w innych sektorach, które dotąd opierały się spowolnieniu.

Sprawa sezonu wyników w USA jest specyficzna, gdyż ostatnie 20 sesji przed jego rozpoczęciem było dla S&P 500 najlepszym takim okresem od ponad czterech lat. Indeks zyskał w tym czasie 5,8 proc. Mogło to dziwić w kontekście obniżanych prognoz wyników. Inwestorzy jednak najwyraźniej doszli do wniosku, że oczekiwania zostały na tyle obniżone, że nie ma ryzyka rozczarowania. Teraz okazuje się, że takie rozumowanie nie musi okazać się słuszne. To zaś oznaczałoby zweryfikowanie decyzji podjętych na podstawie błędnych przesłanek, czyli ruch w stronę styczniowego dołka.

Dywergencje na dolarze

Na wcześniejsze tory w ostatnich dniach wrócił dolar i surowce. Amerykańska waluta taniała, ceny towarów odrabiały marcowe straty. W obu przypadkach stworzyła się ciekawa sytuacja, w której w razie ustanowienia nowych szczytów powstaną negatywne dywergencje na wykresie MACD, popularnego wskaźnika odzwierciedlającego kierunek i siłę trendu. Byłoby to ostrzeżeniem przed zwrotem koniunktury na tych rynkach. W związku z tym warto je znów pilnie obserwować. Płynące z nich sygnały mogą okazać się ważną wskazówką dotyczącą kierunku notowań na giełdach.

Szczególnie istotne jest to, co dzieje się i może stać na rynkach surowców i jak jest odbierane przez inwestorów. Ostatnio ucichły obawy inflacyjne, które wcześniej między innymi stymulowały drożejące surowce. Teraz o nich mogą przypomnieć dane o zmianie cen importowych w USA. W marcu wzrost przyspieszył do 14,8 proc., najwyższego poziomu od początku zbierania takich danych w 1983 r.

Taka sytuacja może podkopywać wiarę w dalsze cięcia stóp procentowych w Ameryce. I tak bez względu na perspektywy polityki pieniężnej, które są też determinowane kondycją gospodarki, istnieje zagrożenie, że powrót obaw inflacyjnych na dłuższą metę przełoży się na wzrost rentowności długoterminowych obligacji. To byłaby zła wiadomość dla giełd w Stanach Zjednoczonych w sytuacji spadających od trzech kwartałów zysków spółek i niejasnych perspektyw ich poprawy w drugiej połowie tego roku. Większa atrakcyjność papierów skarbowych zniechęcałaby do akcji.

Wiele więc wskazuje, że w najbliższym czasie dojdzie do ponownego osłabienia koniunktury na parkietach giełdowych.

Zmienność zmalała o połowę

Od połowy marca zmienność notowań na warszawskiej giełdzie zmniejszyła się z 2,6 proc. do 1,3 proc. Takie uspokojenie nastrojów jest na pewno korzystne, bo pozwala podejmować mniej emocjonalne decyzje. Jednocześnie jednak trudno niewielkie wahania indeksów odczytywać inaczej jak pochodną niewielkich obrotów na parkiecie. Odzwierciedlają utrzymującą się niepewność co do przyszłego kierunku koniunktury. Inwestorom trudno jest odgadnąć, w którą stronę podąży amerykańska giełda. Przy wielu sprzecznych sygnałach dotyczących perspektyw rynków zwiększa się zapotrzebowanie na proste punkty odniesienia. Jednym z nich jest S&P 500.

Górna granica jest blisko

Zarówno WIG, jak i S&P 500, znajdują się w podobnej sytuacji. Oprócz tego, że diagnoza dotycząca obu rynków jest zbliżona, to jednocześnie stanowi potwierdzenie silnej zależności między tym, co dzieje się w Ameryce i na naszym parkiecie. Na wykresie WIG od II połowy stycznia ukształtował się trend boczny z ograniczeniem przy 44,5 tys. pkt oraz 50 tys. pkt. Mimo piątkowej zniżki wciąż nam bliżej do górnej granicy tego przedziału. Niepokojące jest jednak to, że opór był na wyciągnięcie ręki, a kupujący nie zdołali go zaatakować. To sygnał ich słabości. Dlatego w najbliższej przyszłości bardziej od zwyżki prawdopodobny jest ruch w dół indeksu WIG.

Duży optymizm przed wynikamiZachowanie S&P 500 przez 20 sesji przed rozpoczęciem sezonu publikacji wyników za I kwartał tego roku było najsilniejsze od ponad 4 lat. Inwestorzy dali wyraźny kredyt zaufania giełdzie, licząc na to, że wcześniej ograniczone oczekiwania co do zysków spółek w trzech pierwszych miesiącach 2007 r. uda się bez problemu spełnić, a nawet je przekroczyć. Osiągnięcia Alcoa oraz General Electric taką wiarę mogły zniweczyć. W efekcie nie ma się co dziwić silnej reakcji inwestorów na rezultaty GE. Była tym bardziej uzasadniona, że redukcja przezeń prognoz wyników podała w wątpliwość szanse na dużą poprawę rezultatów spółek w USA w II połowie roku.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy