Z Krzysztofem Przybyłowskim, prezesem reklamowej firmy CAM Media, rozmawiają czytelnicy "Parkietu"

Aktualizacja: 27.02.2017 20:47 Publikacja: 23.04.2008 01:39

Wczoraj zakończyła się budowa księgi popytu na akcje reklamowej spółki. W trwającej ofercie publicznej CAM Media chciałaby sprzedać 2 mln nowych walorów i 600 tys. należących do założycieli. Widełki cenowe ustalono na 10-14 zł za akcję, co oznacza, że firma liczyła, iż zbierze 20-28 mln zł. Jednak ostateczna cena emisyjna to 10 zł. Mimo nie najlepszych wyników równoległych ofert, CAM Media nie zamierza się wycofywać z raz podjętej decyzji. Chce przeznaczyć pieniądze ze sprzedaży akcji m.in. na przejęcia. Jak mówił na czacie prezes Krzysztof Przybyłowski, zakupy będą miały wpływ na przychody grupy w 2009 r. Nie wykluczył, że za trzy lata właściciele mogą przystąpić do rozmów o sprzedaży firmy z inwestorem branżowym. Możliwe jest też, że w perspektywie 3-5 lat spółka przeprowadzi drugą emisję akcji.

Kto jest największym konkurentem CAM Media w Polsce?

W tej chwili trudno mi wskazać konkretną firmę, dlatego że CAM Media ma sześć działów i w każdym z tych działów posiada innych konkurentów. Na przykład w dziale reklamy tranzytowej naszymi największymi konkurentami są: Business Consulting i AMS - spółka należąca do grupy Agory. W dziale, który zajmuje się sprzedażą powierzchni reklamowej, na rewersach paragonów kasowych w sieciach hipermarketów i supermarketów w Polsce można powiedzieć, że nie ma żadnego poważnego konkurenta.

Jak może zmienić się prognoza na ten rok, jeśli dojdzie do realizacji przejęć?

Nie zakładamy zmiany tegorocznej prognozy. Planowane przejęcia nie będą miały wpływu na wartość sprzedaży w 2008 roku. Ich wpływ będzie widoczny dopiero w następnych latach.

Na jaką kwotę opiewa zadłużenie spółki?

Nie mamy żadnych długów poza kredytem hipotecznym i kredytem obrotowym w rachunku bankowym.

Skąd pomysł na wejście na rynek ukraiński?

To rezultat naszej strategii rozwoju. Wybraliśmy Ukrainę, ponieważ jest to jeden z najszybciej rosnących rynków reklamowych w Europie i na świecie. Jest to zgodne z naszą filozofią działania, żeby inwestować w nisze lub segmenty rynkowe, które charakteryzują się najwyższymi wskaźnikami wzrostu. Ważnym powodem jest znajomość tego rynku, którą budujemy już od wielu lat. W 2001 roku wdrożyliśmy tam kampanię reklamową dla jednego z naszych ówczesnych klientów, co było niezwykle cennym doświadczeniem. Od dwóch lat utrzymujemy w miarę systematyczne kontakty z osobami na Ukrainie. Mamy do nich zaufanie i są to osoby, z którymi będziemy prowadzić działalność biznesową.

Jak ocenia Pan przyszłość branży (najbliższe pięć lat), w której działacie?

Bardzo dobrze, i takie oceny ferują również eksperci od spraw gospodarczych, poczynając od prognoz PKB, a kończąc na prognozach rozwoju rynku reklamowego. Najprostszym wytłumaczeniem optymistycznego spojrzenia na naszą branżę jest stały napływ środków finansowych z UE oraz perspektywa mistrzostw Euro 2012, które będą organizowane w Polsce i na Ukrainie.

Czy i kiedy firma będzie szukać inwestora branżowego?

Na razie koncentrujemy się na wdrażaniu naszej strategii. Jeśli pojawi się inwestor branżowy, będziemy skłonni rozmawiać na temat przejęcia. Nie powinno to nastąpić wcześniej niż za trzy lata. W okresie od trzech do pięciu lat chcielibyśmy przeprowadzić jeszcze jedną emisję akcji.

Dlaczego mam CAM Media zaufać i kupić akcje spółki?

Zaufali nam nasi klienci, którzy należą do równie nieufnych, jak nasi potencjalni inwestorzy. Nasi klienci pracują z nami, ponieważ chcą, a nie muszą. Nasze kontrakty zdobywamy w przetargach publicznych i konkursach ofert, a nie w wyniku ponadnarodowych porozumień i umów. Podstawą tego zaufania jest system wartości, na którym od początku budowaliśmy CAM Media i który oparty jest na przejrzystości działań, przestrzeganiu zasad i reguł, a także odpowiedzialności za podejmowane decyzje.

Co może świadczyć o atrakcyjności oferty?Koronnym argumentem jest to, że zarząd inwestuje w tę firmę własne pieniądze. Uważamy, że nikt lepiej od nas jej nie poprowadzi. Przez cały czas funkcjonowania firmy tylko w 2006 r. wypłaciliśmy sobie dywidendę, i to tylko po to, aby dokonać koniecznego podwyższenia kapitału i opłacenia podatków.

Jak ocenia Pan rozmowy z potencjalnymi inwestorami?

Odbyliśmy blisko 20 spotkań. Oceniam, że nasza oferta spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem ze strony inwestorów instytucjonalnych.

Takim obiektywnym miernikiem były przedłużające się spotkania, co wynikało z licznych szczegółowych pytań analityków i zarządzających.

Czy losy ostatnich ofert (obniżanie ceny emisyjnej, częściowo sprzedawane akcje, słabe debiuty) nie odstraszają spółki.

Nie, nie odstraszają nas. Wejście na rynek publiczny zakłada nasza strategia.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy