Royal Bank of Scotland (RBS), drugi gracz na brytyjskim rynku bankowym, osłabiony m.in. przez kryzys hipoteczny subprime w USA, musi się wzmocnić kapitałowo po serii odpisów szacowanych na 5,9 miliarda funtów (11,8 mld USD). Inwestorom zaoferuje nowe akcje o wartości 12 miliardów funtów.
Informacja spowodowała wczoraj spadek kursu akcji RBS w Londynie o prawie 4 proc.
Od sierpnia ubiegłego roku, kiedy doszło do blokady na rynkach kredytowych z powodu kryzysu hipotecznego w USA, kapitalizacja spółki z Edynburga zmniejszyła się prawie o połowę. Wczoraj rano wartość rynkowa Royal Bank of Scotland, którym kieruje dyrektor generalny Fred Goodwin, wynosiła zaledwie 36,8 miliarda funtów (73,6 mld USD).
Źródłem kłopotów RBS są też ambicje jego kierownictwa. W ubiegłym roku szkocki bank razem z hiszpańskim Santanderem i belgijsko-holenderskim Fortisem wygrał batalię o kontrolę nad holenderskim gigantem ABN Amro, którą toczył z rodzimym rywalem Barclays. Konsorcjum za przejmowany bank z Amsterdamu zapłaciło 72 miliardy euro (114 mld USD) w gotówce oraz akcjach i była to najwyższa cena za przejęcie w historii sektora bankowego. Za pion bankowości inwestycyjnej ABN Amro i biznes w Azji Royal Bank of Scotland zapłacił 22,7 mld USD, co jest "bardzo wysoką ceną". Tak uważa dzisiaj Tom McKillop, szef rady nadzorczej RBS. - Zwiększyliśmy nasze zaangażowanie na rynkach hurtowych i uczyniliśmy to, jak się okazuje, w niewłaściwym czasie - powiedział on podczas wczorajszej telekonferencji.
McKillop broni Goodwina, który znalazł się pod obstrzałem krytyków. Twierdzi, że jego zespół jest zdolny "pokierować bankiem w trudnym okresie dla rynków finansowych".