Rosja zamierza przyznać Serbii przywileje w handlu surowcami energetycznymi, które posiadają jedynie niektóre kraje WNP. Jest to reakcja Kremla na odroczenie przez rząd w Belgradzie ratyfikacji porozumienia energetycznego. Ma ona być dokonana przez nowy parlament po majowych wyborach i co za tym idzie, może nie zostać przegłosowana. Umowa przewiduje sprzedanie koncernu paliwowego NIS Gazpromowi i budowę przez Serbię odnogi gazociągu South Stream.
Kwestia ta tak bardzo niepokoi Kreml, że postanowił on osłodzić Belgradowi kontrowersyjną umowę. Velimir Ilić, serbski minister infrastruktury, ujawnił, że Rosja zaproponowała jego krajowi, w zamian za ratyfikację porozumienia, znaczne zmniejszenie ceł eksportowych na surowce energetyczne. Kreml przyznałby więc Serbii takie przywileje handlowe, jakie posiadają Białoruś i Kazachstan.
- Jeżeli wspomniane ułatwienia zostałyby przyznane, kłóciłoby się to z dotychczasową praktyką. Takie przywileje stosowano jedynie w kontaktach z niektórymi państwami WNP - wskazuje Walerij Niestierow, analityk z Trojka Dialog.
W czwartek serbski rząd, głosami ministrów z prozachodnich partii DS i G-17 Plus, zdecydował, że o ewentualnej ratyfikacji umowy z Rosją zadecyduje następny parlament. Przedwyborcze sondaże wskazują, że główni oponenci: nacjonaliści i prounijni demokraci, idą łeb w łeb. Rośnie więc znaczenie mniejszych partii, z którymi będą musieli oni budować koalicje. Liberalne stronnictwo G-17 Plus jest głównym przeciwnikiem porozumienia z Rosją. Po wyborach może stać się parlamentarnym "języczkiem u wagi" i za wejście do rządu zażądać od koalicjanta głosowania przeciw kontrowersyjnej umowie.
"Kommiersant", b92.net