Rozgrywka o stanowisko prezesa Orlenu była niebywale emocjonująca. Przez pewien czas wydawało się, że o kompromis w radzie nadzorczej będzie bardzo trudno.

Można by rzec, że jaki kaliber spółki, takie też emocje.

Kto myślał, że rada podejmie decyzję automatycznie, zawiódł się. W szranki stanęło paru menedżerów, z których każdy miał widocznie coś do zaproponowania i jakieś atuty. I zdaje się, że członkowie rady to zauważyli.

Ale emocje związane z wyborem prezesa to jedno, a to, co się w spółce będzie działo na co dzień - to drugie. Właściwie wiadomo, co się będzie działo, bo prezesem został menedżer, który od kilku lat jest we władzach Orlenu. Ale to nie znaczy, że żadne nowe wyzwania przed nim nie stoją. Kurs akcji Orlenu choć w ostatnich latach wzrósł, to wcale nie tak bardzo, jak innych firm paliwowych na świecie. Wyniki też nie poprawiały się w takim tempie, na jakie można by liczyć z uwagi na koniunkturę w branży paliwowej. Pracy jest więc sporo.

Orlen jak kania dżdżu potrzebuje po pierwsze - spokoju, po drugie - profesjonalizmu, a po trzecie - przejrzystości. Spokój to konieczny warunek normalnej pracy, o potrzebie profesjonalizmu nikogo przekonywać nie trzeba. A przejrzystość? Orlen jest lub przynajmniej bywa oczkiem w głowie nie tylko inwestorów, w tym zagranicznych i polskich instytucji finansowych, czy analityków, ale i - nie ma co ukrywać - polityków. Przejrzystość jest więc najlepszą receptą na to, by spokojna praca i kompetencje dały efekty. Te, na które czekają inwestorzy.