Już na początku sesji można było oczekiwać spadku cen. Przynajmniej na rynku terminowym. Poniedziałkowa końcówka notowań kontraktów była przejawem optymizmu, który okazał się błędny. Optymizm związany był z dobrym początkiem notowań w USA. Te jednak w trakcie tamtejszej sesji, już na po naszym zamknięciu, pogorszyły się. Wczorajszego poranka wspomniany końcowy optymizm musiał zmierzyć się z realiami, co zaowocowało spadkiem cen o 21 pkt. Początek na rynku akcji nie był równie ciekawy, ale też kontrakty musiały odchorować swoje. Baza z +35 pkt skurczyła się do ok. +20 pkt.

Po otwarciu ceny lekko spadły i skonsolidowały się. Indeks przez dłuższy czas utrzymywał poziom około 0,5 proc. pod poniedziałkowym zamknięciem. Mieliśmy pewną próbę odbicia, ale nie zakończyła się ona sukcesem. O 11.00 pojawiła się wartość wskaźnika ZEW. Okazała się ona niższa od prognoz, ale nikogo to na naszym rynku nie obchodziło. My po krótkiej próbie wzrostu powoli opadaliśmy. Trochę ruchu pojawiło się przy publikacji danych dotyczących zmiany cen produkcji sprzedanej w USA. Oczekiwano, że szeroki wskaźnik PPI wyniesie 0,4 proc., a bazowy 0,2 pkt. Faktyczne dane okazały się odwrotne - to wartość bazowa była dwukrotnie większa od wskaźnika szerokiego. Reakcja rynków była ciekawa. Z jednej strony słabszy dolar sygnalizował przyznanie przez rynek nieco większych szans na kolejną obniżkę stóp procentowych w USA, a z drugiej - spadały ceny akcji, co nie jest zwykłym zachowaniem przy oczekiwaniu na obniżkę.

Sesję zakończyliśmy spadkiem, a poziom zamknięcia znajduje się tuż pod wsparciem. Oddalenie się od szczytów nie było oznaką siły popytu, a teraz mamy jeszcze poważne naruszenie poziomu wsparcia. Właściwie można by mówić o przebiciu, choć pewnie niektórym może przeszkadzać niewielka głębokość ruchu. Pozostaje ziarenko wątpliwości, czy to faktycznie jest przebicie, czy jedynie wykorzystanie końcówki notowań.

Problemem jest także obrót. Ostatnio znowu aktywność nie dopisuje, a więc ruch cen na rynku można wykonać nawet niewielkim kapitałem. Ten nie daje się prognozować. Jest mobilny i może pojawić się w każdej chwili. Nie jest to dobra cecha naszego rynku, ale to już zupełnie inna sprawa. W końcu w dobie globalizacji nikt nie każe inwestować w Warszawie. Jedno jest pewne, dziś bykom będzie już mniej przyjemnie.