Jak TFI może zabezpieczyć się przed konsekwencjami odejścia kluczowego zarządzającego? - Widzę jeden sposób: trzeba tworzyć komitety inwestycyjne, rozdzielać zadania i dzielić się odpowiedzialnością. One-man-show w zarządzaniu dla TFI nie jest dobre - mówi Tomasz Korab.
Wydaje się, że jeszcze gorzej jest wówczas, gdy kluczowy zarządzający nie odchodzi sam, ale zabiera ze sobą większość zespołu. Tak było w przypadku odejścia chociażby Macieja Kwiatkowskiego czy Sebastiana Buczka. Kolejni zarządzający zaczęli szukać zatrudnienia u konkurencji również w przypadku Credit Suisse, po tym jak Sławomir Gajewski odszedł ze stanowiska prezesa. Jak mówią komentatorzy rynku, do dzisiaj sytuacja Credit Suisse się nie ustabilizowała i zarządzający odchodzą, gdy nadarza się okazja. W międzyczasie Credit Suisse opuścili Mariusz Staniszewski i Mariusz Błachut - by tworzyć Noble Funds TFI.
- Po odejściu z Sebastianem Buczkiem kilku zarządzających szybko uzupełniliśmy zespół o doświadczonych ludzi z rynku - komentuje Leszek Auda, członek zarządu ING TFI. Do zespołu dołączył m.in. Marcin Wlazło, który jeszcze do niedawna pracował w Credit Suisse. - Z początkiem czerwca w naszych szeregach pojawi się kolejna znana postać z rynku - zapowiada ponadto Leszek Auda. ING TFI jako duża instytucja może z powodzeniem pozwolić sobie na takie ruchy. - Po prostu za dobrego zarządzającego może zapłacić niemal każde pieniądze - tłumaczy.
Credit Suisse nie udzieliło nam komentarza w sprawie odejść zarządzających.
Schować zarządzającego
Choć nie chcą oficjalnie tego powiedzieć, prezesi niektórych średnich i dużych TFI przyznają, że obawiają się wyłowienia swoich zarządzających przez konkurencję. To właśnie z tego powodu starają się ich nie eksponować na łamach gazet czy na konferencjach prasowych. - Rodzi się tu dylemat, bo z drugiej strony, chcielibyśmy pokazywać klientom, kto decyduje o ich pieniądzach - mówi prezes jednego z towarzystw. - Ale nie demonizowałbym tego zjawiska. Przecież dobrego zarządzającego konkurencja i tak rozpozna na podstawie obserwacji wyników naszych funduszy - mówi szef innego TFI.
Jednak jest wielu prezesów, którzy są przekonani, że nikt nie jest w stanie zaproponować ich zarządzającym lepszych warunków pracy - czy to w obszarze wynagrodzenia, swobody działania czy innych. - Nawet jeśli jakąś instytucję byłoby stać na to, by zaoferować mojemu zarządzającemu wynagrodzenie wyższe o 10 proc., to poczucie komfortu, jakie ma tutaj, nie pozwoliłoby mu nawet rozważać takiej propozycji - przekonuje prezes jednego ze średniej wielkości towarzystw.
Czekanie na wyp?at´ bonusu
ma coraz mniejsze znaczenie
Zapytaliśmy kilku zarządzających, którzy zdecydowali się zmienić pracę wcześniej niż wiosną tego roku, czy zrezygnowali z bonusów. Okazało się, że są przypadki, w których porozumieli się ze swoim byłym pracodawcą w sprawie wypłaty premii. Otrzymali ją wcześniej, przed zatwierdzeniem sprawozdania za 2007 r.
Rzadko jednak zdarza się, by bonus wypłacony został wcześniej, niż przewidują procedury. Tymczasem coraz częściej dzieje się tak, że prezesi TFI decydują się nie czekać na to, aż zarządzającym, których zatrudniają, poprzedni pracodawcy wypłacą nagrodę. Sami płacą jej równowartość. - To się opłaca obu stronom. TFI szybciej ma dobrego specjalistę. Zarządzający już zarabia, prawdopodobnie lepiej, w nowym TFI i tym samym pracuje na, prawdopodobnie wyższy, bonus za bieżący rok - mówi Tomasz Korab.
Niekiedy nowy pracodawca nie wypłaca równowartości całego bonusu, ale na przykład jego połowę. - To również jest dla zarządzającego korzystne. W TFI zdarza się bowiem tak, że ostateczny bonus wcale nie jest wart tyle, ile zapowiadano. Poza tym nie ma gwarancji, że w ogóle zostanie przyznany. Więc może lepiej mieć pewne pół niż niepewny cały - dodaje wiceprezes Opera TFI.
- Dobry pracodawca jest w stanie zrekompensować wcześniejsze przejście zarządzającego do jego TFI. Poza tym pamiętajmy, że nie tylko o pieniądze chodzi. Wszelkie pozostałe warunki pracy mają tu duże znaczenie - potwierdza Artur Czerwoński, prezes BPH TFI, do którego w październiku ubiegłego roku dołączył m.in. Witold Chruść, który przeszedł z Pioneer Pekao Investment Management, firmy zarządzającej pieniędzmi klientów Pioneer Pekao TFI.
Ponad 400 tys. zł wart jest bonus doświadczonego zarządzającego
Roczny bonus dla zarządzającego to zazwyczaj 30-40 proc. łącznego wynagrodzenia uzyskanego w ciągu całego roku. Z rozmów "Parkietu" z przedstawicielami TFI wynika, że w niektórych towarzystwach - i to nie tylko tych dużych z wysokimi przychodami - premia sięga do 100 proc. zarobionych w ciągu roku pieniędzy. To oznacza, że zarządzający z niewielkim doświadczeniem i bez licencji doradcy może liczyć na zastrzyk kapitału sięgający nawet 240 tys. zł brutto.
Z kolei doświadczony zarządzający z licencją - nawet 420 tys. zł.
Jeśli jednak oceniać na tle światowych standardów, to wcale nie jest dużo. W Stanach Zjednoczonych zarządzający otrzymuje bonus wart nawet trzykrotność jego rocznego wynagrodzenia. A to ostatnie również jest kilkukrotnie wyższe niż w przypadku zarządzających z polskiego rynku.
Prezesi TFI nie chcą oficjalnie mówić o pieniądzach swoich pracowników. Przy przyznawaniu bonusów oceniają zarządzających albo na tle benchmarku, albo na tle konkurencji. W pierwszym przypadku liczy się to, czy wynik funduszu jest lepszy niż przyjętego dla niego punktu odniesienia (zwykle kombinacji indeksów). W drugim przypadku - by pokazać wynik lepszy niż ten, jaki wypracowała konkurencja. Nie oznacza to, że zarządzający musi stale utrzymywać fundusz na szczycie rankingu. Premiowana jest też wysoko sama czołówka lub przedział od 5. do 10. miejsca.
Coraz częściej około połowy premii przyznawane jest zupełnie uznaniowo, czyli niezależnie od relatywnych wyników funduszy. - Zarządzający są świadomi tego, że są dziś dla TFI na wagę złota. Dlatego nie będą harować bez chwili wytchnienia, by tylko znaleźć się pomiędzy 1. a 5., czy 5. a 10. pozycją w rankingu, jeżeli w innych TFI oferuje im się podobny albo wyższy bonus za uplasowanie się pomiędzy np. 7. a 12. miejscem - komentuje jeden z prezesów.
- Zarządzający, wiedząc, jakim dzisiaj są "kąskiem" dla towarzystw, nie starają się tak jak w poprzednich latach bić benchmarki czy konkurencję. Oczywiście, świetnie wykonują swoje obowiązki, ale podejrzewam, że wykorzystują 80 proc. swojego potencjału. Część uznaniowa pozwala nam mieć "gwarancję", że bonus wypłacimy i że zarządzający nie ucieknie do konkurencyjnej firmy - mówi szef innego TFI.