Bonusy wypłacone. Zarządzający będą zmieniać pracę?

Praktyką TFI jest wypłacanie na wiosnę zarządzającym bonusów za dobre stopy zwrotu funduszy. Zwyczajem zarządzających jest czekanie ze zmianą pracy właśnie do tego momentu - tak by nie stracić nagrody

Aktualizacja: 27.02.2017 13:36 Publikacja: 26.05.2008 08:47

Skończył się sezon wypłat zarządzającym bonusów za dobre stopy zwrotu funduszy inwestycyjnych w 2007 r. W przypadku większości towarzystw dostają je w marcu lub kwietniu, po zatwierdzeniu przez audytora sprawozdań finansowych TFI za poprzedni rok. Ale, by je otrzymać, muszą spełniać jeden ważny warunek: wciąż pracować dla danej firmy i nie być na wypowiedzeniu.

- Praktyka rynkowa jest taka, że bonusy zarządzającym wypłacane są po zatwierdzeniu sprawozdań finansowych, czyli na wiosnę - mówi Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, wcześniej szef ING TFI.

Wielu zarządzających do tego czasu wstrzymywało się z decyzją o zmianie pracy. To oznacza, że teraz, w maju i czerwcu, możemy być świadkami kolejnej fali migracji zarządzających. Kolejnej - bo w drugiej połowie zeszłego roku, gdy rynek giełdowy zrobił się trudny, TFI na gwałt poszukiwały dobrych i doświadczonych rąk do pracy. I znajdowały.

Pytanie, czy dzisiaj, gdy już wiemy, że mamy do czynienia z dekoniunkturą na rynku funduszy, też są im te ręce aż tak potrzebne. I czy sami zarządzający w niepewnych czasach są skłonni zmieniać pracodawcę, czy raczej przeczekać pod znanym sobie dachem. Zdaje się, że na oba pytania odpowiedź brzmi "tak". W maju już kilku zarządzających przeszło do innych TFI. A kilku już jest w blokach startowych.

Nadchodzi kolejna fala

migracji zarządzających?

- Zjawisko odsuwania decyzji o zmianie pracodawcy po otrzymaniu bonusu za stopy zwrotu z poprzedniego roku widoczne jest bardzo dobrze w Londynie. Zawsze w okolicach lutego, marca czy kwietnia można zauważyć wzmożone ruchy na tamtejszym rynku pracy zarządzających - komentuje Mariusz Staniszewski, prezes Noble Funds TFI.

Potwierdza to Tomasz Korab, wiceprezes Opera TFI. - Po tym, jak w marcu czy kwietniu zostaną wypłacone bonusy, zarządzający, którzy do tego czasu wstrzymywali się ze zmianą pracodawcy, przechodzą na wypowiedzenie. Czasem jest ono miesięczne, a czasem trzymiesięczne. A zatem nie tylko teraz w maju, ale i w czerwcu czy lipcu można spodziewać się wzmożonych ruchów na tym rynku pracy - uważa.

Zapytaliśmy przedstawicieli największych towarzystw o to, kiedy u nich wypłacane są premie. Prezes Pioneer Pekao TFI Zbigniew Jagiełło nie chciał podać takiej informacji. Prezes BZ WBK AIB TFI Krzysztof Samotij również odmówił odpowiedzi. Z firmą Credit Suisse, zajmującą się zarządzaniem aktywami klientów PKO TFI, nie udało nam się w tej sprawie skontaktować. Jednak zarządzający z tych towarzystw nieoficjalnie przyznali w rozmowach z nami, że na wypłacenie bonusu za wyniki w danym roku muszą czekać do wiosny następnego roku.

Narzekać nie powinni jednak zarządzający w BPH TFI. Być może dlatego Artur Czerwoński, prezes towarzystwa, nie ukrywa tego, jak wypłacane są bonusy. Premie za wyniki inwestycyjne funduszy w ostatnich 12 miesiącach wypłacane są w systemie kwartalnym. Oznacza to, że np. jeszcze w kwietniu 2008 r. zarządzający otrzyma nagrodę, jeśli stopy zwrotu za okres od kwietnia 2007 r. do marca 2008 r. były wystarczająco dobre. Oczywiście wypłacany co kwartał bonus jest około czterokrotnie mniejszy, niż gdyby miał być wypłacony jednorazowo w roku.

Fala raczej nie będzie duża

Jednak nie wszyscy są przekonani co do tego, czy rzeczywiście fala migracji zarządzających przed nami. Chodzi o to, że dzisiejszy kryzys na rynku funduszy może wpływać zniechęcająco zarówno na TFI, którym trudniej dziś przeznaczać na wynagrodzenia dobrych zarządzających "z rynku" duże sumy pieniędzy, jak i dla samych zarządzających, którzy w warunkach niepewności zwyczajnie mogą nie chcieć podejmować radykalnych decyzji dotyczących kariery zawodowej. - Choć zdecydowanie wiążę termin wypłaty bonusów z falą migracji zarządzających, to w tym roku może ona być o tyle słabsza, że zarządzający wolą dekoniunkturę przeczekać w TFI i z portfelami, które dobrze znają - mówi Tomasz Korab. - Szczerze mówiąc, spodziewałem się większych ruchów na rynku pracy zarządzających wiosnę tego roku, po wypłaceniu bonusów. Ale widać, że dekoniunktura na rynku funduszy i w tym obszarze zaznaczyła swoją obecność - dodaje Sebastian Buczek.

- Teraz raczej zabraknie odejść zarządzających spowodowanych chęcią założenia własnego TFI. W zeszłym roku, na fali świetnej koniunktury na rynku funduszy, w wielu prezesach-zarządzających obudziła się "żyłka" przedsiębiorcy - komentuje Artur Czerwoński. Dodaje też, że dzisiaj same TFI mniej chętnie względem zeszłego roku poszukują nowych zarządzających. - Widzę to na przykładzie BPH TFI. Dzisiaj mniej niż chociażby w pierwszej czy w drugiej połowie 2007 r. head-hunterów dzwoni do naszych zarządzających - wyjaśnia.

W 2007 r. obserwowaliśmy głód rąk do pracy również ze strony nowo powstałych TFI. - Zarządzający rzeczywiście chętnie z takich propozycji korzystali - zgadza się Leszek Auda, członek zarządu ING TFI. Jednak dziś, ze względu na kryzys, jest inaczej. - Przejście do nowego TFI niesie ze sobą większe ryzyko i zarządzający wolą poczekać na rozwój wydarzeń rynkowych w instytucji dużej, stabilnej i dobrze im znanej - mówi Leszek Auda.

Przedstawiciele towarzystw, z którymi rozmawialiśmy, niechętnie mówią o tym, czy poszukują teraz rąk do pracy, czy raczej wstrzymują się z powiększaniem zespołów zarządzających. W kwietniu do Skarbca z Credit Suisse przeszedł Marcin Dąbrowski. W maju z Opera TFI odszedł Mirosław Panek, który wcześniej m.in. piastował stanowisko prezesa ING Investment Management oraz członka zarządu PZU. Trudno jednak w jego wypadku rozważać, czy z realizacją decyzji o opuszczeniu szeregów Opera TFI wstrzymywał się do czasu otrzymania bonusu, ponieważ w towarzystwie pracował od stycznia tego roku. Dokąd się teraz wybiera - nie chciał nam zdradzić. Jednocześnie, jak się dowiedzieliśmy, 1 czerwca do szeregów zarządzających ING TFI ma dołączyć nowa osoba "znana i ceniona na rynku".

Kto rządzi rynkiem?

W pierwszej połowie zeszłego roku, gdy wartość aktywów TFI rosła w zawrotnym tempie, a niemal tydzień w tydzień na rynku pojawiał się nowy fundusz, zarządzający byli poszukiwani na gwałt. A wcale tak wielu ich nie było. To dawało im silną kartę w negocjacjach. Przewaga popytu nad podażą uwidoczniła się po raz kolejny w drugiej połowie zeszłego roku. Wówczas na rynku giełdowym zagościły spadki. W obliczu niepewności, czy mamy korektę, czy bessę, TFI poszukiwały doświadczonych zarządzających. Tu znów był punkt dla tych ostatnich. A jak jest dzisiaj? Kto rządzi rynkiem pracy zarządzających?

- Cały czas podaż nie nadąża za popytem. Ten "rozjazd" nawet się teraz nasila. Im trudniejszy rynek, tym wyżej zarządzający się cenią - twierdzi Tomasz Korab. - Rynek pracy zarządzających w 2007 roku był "chory": poszukiwani przez TFI zarządzający dyktowali wyśrubowane warunki. Ciągle nie jest pod tym względem różowo - podkreśla Mariusz Staniszewski. Dodaje, że jednak przy dzisiejszej dekoniunkturze na rynku funduszy wielu zarządzających realnie patrzy na swoją pozycję negocjacyjną. Są świadomi tego, że przychody TFI spadają na skutek obserwowanej zniżki wartości aktywów, przez co towarzystwa zwyczajnie mogą nie być w stanie zapłacić pewnych sum w ramach wynagrodzenia.

Gra o podwyżkę

Krzysztof Samotij podkreśla, że dobrzy zarządzający wciąż są w cenie. Podobnie uważa Piotr Kuba, wiceprezes Skarbiec TFI. - Za pozyskanie wybitnego specjalisty, jak w każdej innej branży, trzeba dobrze zapłacić. Przyznaję, że mieliśmy do czynienia z sytuacją, iż na pewnym etapie kandydat sam zrezygnował z dalszych rozmów kwalifikacyjnych - mówi.

Jednak mimo to w 2007 r. zarządzający w większym stopniu "rządzili" rynkiem pracy. Rosnąca wartość aktywów wzmacniała ich postawę roszczeniową. W towarzystwach bywało tak, że zarządzający przychodził do prezesa z wypowiedzeniem, wymuszając tym samym podwyżkę i poprawę innych warunków pracy. - To był element gry rynkowej - jak w każdej innej branży, gdzie zapotrzebowanie na specjalistów jest większe niż ich dostępna liczba i są oni tego świadomi - komentuje Piotr Kuba.

Ucierpią niegwiazdy

- Sprawdzeni, czyli doświadczeni, zarządzający wciąż mają dziś jednak dużo do powiedzenia na rynku pracy - zauważa Mariusz Staniszewski. Jego zdaniem, dekoniunktura odbije się przede wszystkim na nowych doradcach inwestycyjnych. - To im TFI będą dziś proponować niższe wynagrodzenia, niż byłoby to przed rokiem - wyjaśnia.

Dziś przede wszystkim szuka się takich zarządzających, którzy zdążyli już w swojej pracy zawodowej przejść cały cykl koniunkturalny. - Najbardziej cenieni są specjaliści, którzy widzieli zarówno euforię hossy, jak i panikę i beznadzieję bessy. Z kolei zarządzający bez doświadczenia mogą obecnie mieć problem ze znalezieniem pracy - zgadza się Piotr Kuba.

- Świeżo upieczeni doradcy inwestycyjni, którzy teraz zamierzali wejść na rynek pracy zarządzających, mogą napotkać problemy. Dopiero za jakiś czas będą spełniać warunki, jakie powinien mieć zarządzający funduszem w takich niepewnych, jak dzisiaj, czasach. Na razie oni w tej grze podaży zarządzających z popytem na nich nie uczestniczą - mówi Tomasz Korab.

Jednak, zdaniem Piotra Kuby, branża zarządzania aktywami w dłuższym horyzoncie czasowym będzie się rozwijać, więc popyt na zarządzających, również tych z niewielkim doświadczeniem, będzie występował.

TFI, które traci

zarządzającego, ma kłopot

Najbardziej na migracji dobrego zarządzającego traci TFI, z którego on odchodzi. Po pierwsze, zwyczajnie brakuje doświadczonego, sprawdzonego i znającego firmę od podszewki specjalisty. Po drugie, niełatwo o zatrudnienie kogoś równie dobrego na jego miejsce. - Najgorzej jest, gdy odchodzi ktoś kluczowy z zespołu. Wówczas cały dotychczasowy system i strategia się załamują - tłumaczy Tomasz Korab.

Jednak najczęściej właśnie tak się dzieje. To ci kluczowi zarządzający z zespołów są gwiazdami, które próbuje wyłowić konkurencja. Kilka przykładów z historii: Maciej Kwiatkowski odszedł z CA IB, gdzie zarządzał portfelami zamożnych klientów, by stworzyć własne Opera TFI. CA IB postanowiło stratę zrekompensować równie znanym nazwiskiem - ściągnęło Roberta Nejmana z DWS TFI. To ostatnie z kolei dziurę postanowiło łatać własnymi ludźmi.

Z DWS TFI odszedł - również by tworzyć własne towarzystwo - Paweł Borys. Podobnie postąpili też Rafał Mania, były prezes BPH TFI, oraz Sebastian Buczek, były szef i zarządzający ING TFI. Kiedyś także Maciej Bombol, dzisiaj prezes Millennium TFI, porzucił AIG TFI.

Uwaga na masowe odejścia

Jak TFI może zabezpieczyć się przed konsekwencjami odejścia kluczowego zarządzającego? - Widzę jeden sposób: trzeba tworzyć komitety inwestycyjne, rozdzielać zadania i dzielić się odpowiedzialnością. One-man-show w zarządzaniu dla TFI nie jest dobre - mówi Tomasz Korab.

Wydaje się, że jeszcze gorzej jest wówczas, gdy kluczowy zarządzający nie odchodzi sam, ale zabiera ze sobą większość zespołu. Tak było w przypadku odejścia chociażby Macieja Kwiatkowskiego czy Sebastiana Buczka. Kolejni zarządzający zaczęli szukać zatrudnienia u konkurencji również w przypadku Credit Suisse, po tym jak Sławomir Gajewski odszedł ze stanowiska prezesa. Jak mówią komentatorzy rynku, do dzisiaj sytuacja Credit Suisse się nie ustabilizowała i zarządzający odchodzą, gdy nadarza się okazja. W międzyczasie Credit Suisse opuścili Mariusz Staniszewski i Mariusz Błachut - by tworzyć Noble Funds TFI.

- Po odejściu z Sebastianem Buczkiem kilku zarządzających szybko uzupełniliśmy zespół o doświadczonych ludzi z rynku - komentuje Leszek Auda, członek zarządu ING TFI. Do zespołu dołączył m.in. Marcin Wlazło, który jeszcze do niedawna pracował w Credit Suisse. - Z początkiem czerwca w naszych szeregach pojawi się kolejna znana postać z rynku - zapowiada ponadto Leszek Auda. ING TFI jako duża instytucja może z powodzeniem pozwolić sobie na takie ruchy. - Po prostu za dobrego zarządzającego może zapłacić niemal każde pieniądze - tłumaczy.

Credit Suisse nie udzieliło nam komentarza w sprawie odejść zarządzających.

Schować zarządzającego

Choć nie chcą oficjalnie tego powiedzieć, prezesi niektórych średnich i dużych TFI przyznają, że obawiają się wyłowienia swoich zarządzających przez konkurencję. To właśnie z tego powodu starają się ich nie eksponować na łamach gazet czy na konferencjach prasowych. - Rodzi się tu dylemat, bo z drugiej strony, chcielibyśmy pokazywać klientom, kto decyduje o ich pieniądzach - mówi prezes jednego z towarzystw. - Ale nie demonizowałbym tego zjawiska. Przecież dobrego zarządzającego konkurencja i tak rozpozna na podstawie obserwacji wyników naszych funduszy - mówi szef innego TFI.

Jednak jest wielu prezesów, którzy są przekonani, że nikt nie jest w stanie zaproponować ich zarządzającym lepszych warunków pracy - czy to w obszarze wynagrodzenia, swobody działania czy innych. - Nawet jeśli jakąś instytucję byłoby stać na to, by zaoferować mojemu zarządzającemu wynagrodzenie wyższe o 10 proc., to poczucie komfortu, jakie ma tutaj, nie pozwoliłoby mu nawet rozważać takiej propozycji - przekonuje prezes jednego ze średniej wielkości towarzystw.

Czekanie na wyp?at´ bonusu

ma coraz mniejsze znaczenie

Zapytaliśmy kilku zarządzających, którzy zdecydowali się zmienić pracę wcześniej niż wiosną tego roku, czy zrezygnowali z bonusów. Okazało się, że są przypadki, w których porozumieli się ze swoim byłym pracodawcą w sprawie wypłaty premii. Otrzymali ją wcześniej, przed zatwierdzeniem sprawozdania za 2007 r.

Rzadko jednak zdarza się, by bonus wypłacony został wcześniej, niż przewidują procedury. Tymczasem coraz częściej dzieje się tak, że prezesi TFI decydują się nie czekać na to, aż zarządzającym, których zatrudniają, poprzedni pracodawcy wypłacą nagrodę. Sami płacą jej równowartość. - To się opłaca obu stronom. TFI szybciej ma dobrego specjalistę. Zarządzający już zarabia, prawdopodobnie lepiej, w nowym TFI i tym samym pracuje na, prawdopodobnie wyższy, bonus za bieżący rok - mówi Tomasz Korab.

Niekiedy nowy pracodawca nie wypłaca równowartości całego bonusu, ale na przykład jego połowę. - To również jest dla zarządzającego korzystne. W TFI zdarza się bowiem tak, że ostateczny bonus wcale nie jest wart tyle, ile zapowiadano. Poza tym nie ma gwarancji, że w ogóle zostanie przyznany. Więc może lepiej mieć pewne pół niż niepewny cały - dodaje wiceprezes Opera TFI.

- Dobry pracodawca jest w stanie zrekompensować wcześniejsze przejście zarządzającego do jego TFI. Poza tym pamiętajmy, że nie tylko o pieniądze chodzi. Wszelkie pozostałe warunki pracy mają tu duże znaczenie - potwierdza Artur Czerwoński, prezes BPH TFI, do którego w październiku ubiegłego roku dołączył m.in. Witold Chruść, który przeszedł z Pioneer Pekao Investment Management, firmy zarządzającej pieniędzmi klientów Pioneer Pekao TFI.

Ponad 400 tys. zł wart jest bonus doświadczonego zarządzającego

Roczny bonus dla zarządzającego to zazwyczaj 30-40 proc. łącznego wynagrodzenia uzyskanego w ciągu całego roku. Z rozmów "Parkietu" z przedstawicielami TFI wynika, że w niektórych towarzystwach - i to nie tylko tych dużych z wysokimi przychodami - premia sięga do 100 proc. zarobionych w ciągu roku pieniędzy. To oznacza, że zarządzający z niewielkim doświadczeniem i bez licencji doradcy może liczyć na zastrzyk kapitału sięgający nawet 240 tys. zł brutto.

Z kolei doświadczony zarządzający z licencją - nawet 420 tys. zł.

Jeśli jednak oceniać na tle światowych standardów, to wcale nie jest dużo. W Stanach Zjednoczonych zarządzający otrzymuje bonus wart nawet trzykrotność jego rocznego wynagrodzenia. A to ostatnie również jest kilkukrotnie wyższe niż w przypadku zarządzających z polskiego rynku.

Prezesi TFI nie chcą oficjalnie mówić o pieniądzach swoich pracowników. Przy przyznawaniu bonusów oceniają zarządzających albo na tle benchmarku, albo na tle konkurencji. W pierwszym przypadku liczy się to, czy wynik funduszu jest lepszy niż przyjętego dla niego punktu odniesienia (zwykle kombinacji indeksów). W drugim przypadku - by pokazać wynik lepszy niż ten, jaki wypracowała konkurencja. Nie oznacza to, że zarządzający musi stale utrzymywać fundusz na szczycie rankingu. Premiowana jest też wysoko sama czołówka lub przedział od 5. do 10. miejsca.

Coraz częściej około połowy premii przyznawane jest zupełnie uznaniowo, czyli niezależnie od relatywnych wyników funduszy. - Zarządzający są świadomi tego, że są dziś dla TFI na wagę złota. Dlatego nie będą harować bez chwili wytchnienia, by tylko znaleźć się pomiędzy 1. a 5., czy 5. a 10. pozycją w rankingu, jeżeli w innych TFI oferuje im się podobny albo wyższy bonus za uplasowanie się pomiędzy np. 7. a 12. miejscem - komentuje jeden z prezesów.

- Zarządzający, wiedząc, jakim dzisiaj są "kąskiem" dla towarzystw, nie starają się tak jak w poprzednich latach bić benchmarki czy konkurencję. Oczywiście, świetnie wykonują swoje obowiązki, ale podejrzewam, że wykorzystują 80 proc. swojego potencjału. Część uznaniowa pozwala nam mieć "gwarancję", że bonus wypłacimy i że zarządzający nie ucieknie do konkurencyjnej firmy - mówi szef innego TFI.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego