W maju wzrost cen na Węgrzech, na Słowacji czy w Czechach wbrew nadziejom władz bynajmniej nie zwolnił. W mniejszych gospodarkach Litwy i Łotwy przybrał wartości nieoglądane od połowy lat 90. W naszym regionie wyhamowanie wzrostu cen nastąpiło jedynie w Rumunii i Estonii, jednak jego skala była symboliczna. Sytuacja w każdym kraju ma swoją specyfikę, ale wszędzie decydenci polityki monetarnej mają twardy orzech do zgryzienia.
Wiele wskazuje więc na to, że tego lata w przynajmniej kilku krajach regionu czekają nas dalsze podwyżki stóp procentowych. Ich prawdopodobieństwo jest wyższe tam, gdzie do wzrostu inflacji przyczyniły się nie tylko rosnące ceny paliw i żywności, ale także inne czynniki - na przykład drożejące usługi.
Węgrom wciąż się nie udaje
Rosnące ceny ropy naftowej i płodów rolnych na światowych giełdach sprawiły, że to paliwa i artykuły spożywcze znów drożały w regionie najbardziej. Szczególnie niepokojące dane napłynęły z Łotwy i Czech. W tym pierwszym kraju olej napędowy zdrożał w ciągu jednego tylko miesiąca o 6,4 proc. U naszych sąsiadów paliwa były w maju średnio o 3,9 proc. droższe niż w kwietniu.
Kubłem zimnej wody dla analityków i tamtejszego banku centralnego były wczorajsze dane o inflacji na Węgrzech. Wzrosła ona do 7 proc. z 6,6 proc. w kwietniu, mimo że prognozy mówiły najwyżej o symbolicznym wzroście. Żywność zdrożała w ciągu roku o 13,1 proc., a energia o 11,3 proc., ale - co szczególnie niepokojące - szybciej niż dotychczas rosły także ceny niektórych usług. Inflacja bazowa osiągnęła prawie 6 proc. Sytuuje się dziś ona najwyżej od marca 2007 r., kiedy to Węgry przeżywały kryzys, z którego na dobre nie wydostały się do tej pory.