Dziś sąd okręgowy może wydać (drugie w ciągu kilku lat) orzeczenie w sprawie uznania na terenie Polski wyroku Trybunału Arbitrażowego z Wiednia, który w 2004 roku miał rozstrzygnąć spór właścicielski o 48 proc. udziałów Polskiej Telefonii Cyfrowej (sieć Era). Uznanie to część procedury, która ma na celu doprowadzenie do ustalenia składu udziałowców PTC oraz przypieczętowanie rozliczeń Elektrimu z obligatariuszami. Niepewność wywołana przez spór powoduje, że Deutsche Telekom (konsoliduje 97 proc. udziałów operatora) wstrzymuje się ze zmianą marki polskiej sieci na T-Mobile.

Jakikolwiek byłby dzisiejszy wyrok - nie zakończy sporu, bo będzie od niego przysługiwało odwołanie. Wyrok wiedeński mówił, że sporny pakiet zawsze należał do Elektrimu, a jego wniesienie do Elektrimu Telekomunikacja (kontroluje go koncern Vivendi) nie było skuteczne. Elektrim miał w ciągu trzech miesięcy odzyskać papiery od ET, a gdyby mu się nie udało, DT, właścicielowi 49 proc. papierów Ery, przysługiwałaby opcja odkupienia od Elektrimu kolejnych 48 proc. Elektrim nie zdążył. Niemcy wykonali opcję i Elektrim otrzymał od nich 600 mln euro (spłacił za nie obligatariuszy), ale francuski koncern nie uznaje tego stanu do dziś.

Broni się, dowodząc, że jego spółka (ET) nie musi słuchać arbitrów z Wiednia. Tak interpretuje jeden z punktów ich wyroku. Francuzi niedawno mieli uzyskać potwierdzenie tej tezy w polskim sądzie i niezłomnie uważają, że posiadają w sumie 51 proc. udziałów Ery. Elektrim widzi to inaczej. Uważa, że arbitrzy orzekli, że nie mają jurysdykcji nad ET, bo nigdy nie był to wspólnik Ery. Dlatego ta część wyroku, zdaniem konglomeratu, nie jest ważna i we wniosku o uznanie postanowienia z Wiednia jej nie umieścił.

Nie zrobił tego i trzy lata temu. Sąd wtedy wyrok uznał. Francuzi się odwołali. Sąd apelacyjny nie wsparł ich, ale zrobił to w 2007 roku Sąd Najwyższy. Sprawa zaczyna się jeszcze raz.