Ministerstwo Infrastruktury zapowiada, że jesienią 2008 r. zostanie powołana spółka specjalnego przeznaczenia do budowy kolei dużych prędkości w Polsce (tak zwanej linii "Y"). Pomysł, aby tworzyć taki podmiot już teraz, wzbudza kontrowersje. Eksperci pytają, czym ma się zajmować spółka, jeśli pierwsze prace budowlane związane z linią "Y" mają ruszyć dopiero w 2014 r.?
Przez pryzmat stanowisk
Wczoraj minister infrastruktury Cezary Grabarczyk skierował do konsultacji społecznych Program budowy i uruchomienia kolei dużych prędkości w Polsce. - Mamy czas do września. Potem programem zajmie się Rada Ministrów - mówi "Parkietowi" Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy resortu. Dodaje, że zostanie też powołana spółka, która zajmie się budową KDP.
- To zdecydowanie za wcześnie. Spółka, jeśli już musi powstać, to dopiero na etapie wykupu gruntów - mówi Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych "TOR". - W Polsce na sprawy kolei wciąż patrzy się przez pryzmat tworzenia nowych stanowisk do obsadzenia - dodaje. Zdaniem Furgalskiego, należy się zastanowić, czy taki podmiot w ogóle jest potrzebny? - Jeśli jednak resort ministra Grabarczyka zdecyduje się na to rozwiązanie, to akcjonariuszami spółki nie powinny być PKP i PLK - uważa Furgalski. Jego zdaniem, byłoby najlepiej, gdyby budową KDP zajęła się spółka celowa, podległa bezpośrednio ministrowi infrastruktury, w akcjonariacie której znaleźliby się prywatni inwestorzy. - Tak kosztownej inwestycji nie uda się zrealizować bez kapitału prywatnego - stwierdza Furgalski.
To będzie kosztowało 22 mld