Inflacja w lipcu wyniosła 4,8 proc. - podał GUS. Dla rynku nie była to żadna nowość. Taką bowiem prognozę inflacji na początku miesiąca przedstawił resort finansów, który w tej kwestii rzadko się myli. Także analitycy ankietowani przez "Parkiet" spodziewali się takiego wzrostu cen. Ale mimo że wskaźnik ogłoszony przez GUS nie stanowił dla inwestorów niespodzianki, złoty stracił na wartości. O ile rano euro kosztowało 3,264 zł, to po ogłoszeniu danych przez GUS zdrożało do 3,29 zł. W przypadku dolara było to 2,186 zł i 2,21 zł.
Trend się zmienia
- Główną przyczyną spadku jest fakt, że odwraca się nam trend na złotym - powiedział Marcin Mrowiec, ekonomista Pekao. Zwrócił uwagę na jedną ze składowych inflacji - ceny transportu. W lipcu ceny transportu były o 5 proc. wyższe niż rok temu. - Do tej pory dane o wzroście cen na stacjach benzynowych dość dobrze przekładały się na ceny transportu. Jednak w lipcu dane ze stacji benzynowych sugerowały większy wzrost cen transportu niż ten wyliczony przez GUS - powiedział Mrowiec. - W sierpniu możemy mieć do czynienia ze spadkiem w stosunku do lipca rzędu 1,5 proc. - dodał.
Spadające ceny paliw i surowców będą obniżać inflację. A niższa inflacja oznacza, że stopy mogą wkrótce przestać rosnąć. Analitycy z Banku BPH spodziewają się jeszcze dwóch podwyżek - o 25 pkt bazowych - we wrześniu i październiku. Z kolei specjaliści z Banku Millennium uważają, że skończy się na jednej podwyżce. A zdaniem Mrowca - coraz bardziej prawdopodobne jest, że nie będzie już potrzeby podnoszenia stóp. - Zapowiada się, że inflacja będzie niższa niż prognozowano wcześniej. Sądziliśmy, że sierpniowy szczyt będzie na poziomie 5,3 proc., ale teraz wydaje się, że będzie to 5 proc. Z kolei na koniec roku wskaźnik może być bliższy 4 proc. niż 4,3 proc. - powiedział ekonomista.
Stopy procentowe