To, co dzieje się obecnie w światowej gospodarce, to z jednej strony skutki trwającego już rok kryzysu finansowego, a z drugiej - rekordowo wysokich jeszcze w lipcu cen ropy naftowej, metali przemysłowych, a wcześniej wielu podstawowych zbóż. Wobec tak wielu przyczyn spowolnienie gospodarcze na pewno będzie dłuższe, niż pierwotnie zakładano, a w wielu krajach może dojść do recesji. W minionym kwartale znalazła się już w niej Estonia, wcześniej Dania. Na progu recesji wydaje się stać Japonia, której PKB zmniejszył się w II kwartale, i to aż o 2,4 proc. w skali roku. Spadki PKB w II kwartale odnotowały też Kanada i Włochy. Dzisiaj raporty o podobnej treści spodziewane są z Niemiec i strefy euro.
Stany Zjednoczone, wprawdzie wolniej, ale rozwijały się w pierwszych dwóch kwartałach. Walnie przyczyniło się do tego 78 mld USD, które Amerykanie dostali jako zwrot podatków.
Czeki z Departamentu Skarbu były przesyłane jeszcze w lipcu, a mimo to sprzedaż detaliczna spadła po raz pierwszy od pięciu miesięcy, a więc od lutego, kiedy Kongres uchwalił wspomniany pakiet ratunkowy. Doszło do tego przede wszystkim dlatego, że konsumenci w USA kupili najmniej samochodów od 1993 r. Ale co się dziwić Amerykanom, skoro nawet Chińczycy kupują mniej aut.
Na duże prawdopodobieństwo przedłużenia się zjawisk kryzysowych zwrócił uwagę w środowej nocie do klientów główny strateg inwestycyjny Merrill Lynch. Richard Bernstein napisał, że kryzys kredytowy jest "szeroki, głęboki i globalny", a także "daleki od zakończenia" dla spółek finansowych, mimo że ich straty i odpisy sięgają już pół biliona dolarów. Dodał też, że kłopoty te nie będą udziałem jedynie dużych instytucji finansowych.