Zakończony przed kilkoma dniami sezon publikacji wyników kwartalnych spółek przyniósł inwestorom sporą dawkę nowych danych fundamentalnych do analizy. Pytanie jest proste - jak trwająca bessa (nie ma wątpliwości, że z formalnego punktu jeszcze się nie skończyła - patrz ramka) ma się do kondycji finansowej firm?
Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzeliśmy się bliżej czterem dużym firmom, które stanowią "rdzeń" polskiego rynku: KGHM, PKN Orlen, PKO BP i TP. Ich łączny udział w WIG20 to około 50 proc., a w WIG-u prawie 33 proc. Z tego względu trudno wyobrazić sobie, by główne indeksy warszawskiej giełdy poruszały się na dłuższą metę wbrew zmianom kursów tych czterech tuzów (w gronie liderów pominęliśmy Pekao - ze względu na to, że fuzja z częścią BPH mocno zaburzyła wyniki finansowe i utrudniła porównania).
Co wynika z raportów?
Przyjrzeliśmy się dwóm podstawowym miernikom fundamentalnym: zyskom na akcję (liczonym jako suma za cztery kolejne kwartały) oraz wartości księgowej akcji (czyli kapitałom własnym przypadającym na każdy walor). Aby zobrazować relacje między kursami akcji a tymi parametrami finansowymi, stworzyliśmy teoretyczny portfel złożony z walorów czterech wspomnianych spółek. Jako punkt startowy przyjęliśmy połowę sierpnia 2005 r. (od tego momentu dysponujemy wskaźnikami wyceny dla PKO BP). Zakładamy, że właśnie w tym momencie kupiliśmy akcje czterech blue chips - na każdą spółkę przeznaczyliśmy po 2500 zł (czyli początkowa wartość rynkowa portfela to 10 tys. zł). Następnie obliczyliśmy wartość takiego portfela w oparciu o zyski na akcję i wartość księgową przeliczone według stałych mnożników (patrz wykres).
Poniżej korytarza