Produkcja gazu ziemnego w USA rośnie dziś w tempie nienotowanym od półwiecza. Cieszą się koncerny wydobywcze, ręce zacierają konsumenci, zadowoleni są też politycy.
Ogromne złoża gazu położone w środkowej i wschodniej części kontynentu północnoamerykańskiego przez dziesięciolecia uważane były za niemożliwe do eksploatacji. Postęp technologiczny, przyjazna polityka państwa i sytuacja na rynku surowców sprawiły, że firmy takie jak Chesapeake Energy Corporation sięgają coraz bardziej pod ziemię. - To prawie boska interwencja - mówi jej prezes Aubrey K. McClendon. - Właśnie w momencie, gdy ceny ropy szybują, gospodarka przysparza problemów, niepokoimy się o globalne ocieplenie, a poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego utrzymują się, budzimy się i znajdujemy mnóstwo gazu ziemnego dookoła.
Od początku lipca ceny surowca na rynku wewnętrznym spadły o 42 proc. Nie wszyscy fachowcy są przekonani, że wzrost produkcji będzie się utrzymywał. Jednak sektor złapał już wiatr w żagle, a politycy z Partii Demokratycznej deklarują gotowość do przyznania mu jeszcze większych przywilejów.
Nancy Pelosi, speaker Izby Reprezentantów, zainwestowała wraz z mężem własne pieniądze w akcje firmy wytwarzającej gaz do samochodów.
Na lądowym terytorium Stanów Zjednoczonych zidentyfikowano dotychczas co najmniej dwa tuziny obszarów o dużych złożach gazu.