Wczorajsza sesja za oceanem rozpoczęła się od spadków w związku z wzrostami cen ropy naftowej oraz utrzymującymi się obawami przed pogarszającą się sytuacją w sektorze finansowym. W ubiegłym tygodniu zbankrutował dziewiąty bank w tym roku, w tym już piąty od połowy lipca: Columbian Bank. Dodatkowo inwestorzy obawiają się o kondycję Lehman Brothers. Nastrojów nie poprawiły również doniesienia z rynku nieruchomości. Z jednej strony mocniej od prognoz wzrosła lipcowa sprzedaż domów na rynku wtórnym (5 mln w ujęciu rocznym, prognozowano 4,91 mln). Niepokoi jednak dalszy spadek ich cen. W połączeniu z danymi z ubiegłego tygodnia nadal nie widać poprawy w tym segmencie.

Optymizmem nie napawa też sytuacja techniczna amerykańskich indeksów. Barierą dla popytu w przypadku S&P 500 są poziomy styczniowych dołków, czyli okolice 1310 pkt. Wydaje się, że trwająca od połowy lipca korekta wzrostowa na rynku powoli dobiega końca. Negatywne sygnały to systematycznie malejące obroty podczas sesji wzrostowych (tak jak chociażby w piątek) oraz słabość kupujących w obliczu kluczowych oporów. Okazuje się, że umacniający się dolar, a co za tym idzie spadające ceny surowców, nie są w stanie pomóc amerykańskim indeksom w przełamaniu technicznych oporów.

Na Starym Kontynencie dominowała wczoraj zmniejszona aktywność inwestorów. Powodem był brak sesji w Londynie. Jednak również tutaj znacznie więcej przemawia za końcem korekty wzrostowej i kolejną falą przeceny. Z punktu widzenia analizy technicznej wzrosty podczas piątkowej sesji można traktować jedynie jako ruch powrotny po wcześniejszym przełamaniu wsparcia w postaci marcowych dołków. W przypadku francuskiego CAC40 decydującym sygnałem potwierdzającym scenariusz kontynuacji spadków będzie przełamanie 4250 pkt. Ten poziom stanowi dolne ograniczenie kanału konsolidacji trwającej od połowy lipca.