Minione dni były na rynku surowców czasem pewnego wyczekiwania. Wciąż nie jest pewne, czy trwająca prawie dwa miesiące korekta dobiegła końca, ale przemawia za tym coraz więcej danych.
Indeks CRB Futures, po tym jak 15 sierpnia prawie otarł się o marcowy dołek, zanotował cztery kolejne dni wzrostu. W piątek spadł wraz z ropą, by wczoraj zmienić się nieznacznie. Pojawiło się jednocześnie kilka sygnałów zapowiadających kontynuację trendu wzrostowego. Od dwóch tygodni zyskują kukurydza i soja, które wcześniej staniały od czerwcowych szczytów o około 40 proc. W USA potwierdzają się obawy o niższe plony, a w Argentynie trwają protesty rolników w związku z wprowadzeniem podatku eksportowego. Amerykańskie zapasy zbóż spadły niemalże do poziomu pięcioletniego minimum, a światowe - zdaniem FAO - są najniższe od 30 lat. To zresztą charakterystyczne dla obecnej sytuacji na rynku surowców. O ile od początku 2007 r. do końca czerwca 2008 r. ich ceny windowane były przede wszystkim przez rosnący popyt, to dziś ceny podbijają głównie pojawiające się zagrożenia dla podaży. I tak np. niższa produkcja BHP Billiton spowodowała wczoraj wzrost cen miedzi, a zamknięcie przez Xstratę fabryki w Dominikanie zatrzymało spadek cen niklu.
Ceny ropy pozostawały wczoraj nieco powyżej 114 dolarów za baryłkę. Rynek wciąż wsłuchiwał się w wieści z Gruzji i w... słowa Jima Rogersa, znanego inwestora, który w kwietniu 2006 r. trafnie przewidział rekordy ropy i złota. Jego zdaniem, w długim terminie rynek ropy pozostanie pod znakiem byka.