Jednym z efektów silnego spadku, a potem stabilizacji kursów akcji na relatywnie niskich poziomach jest obniżenie się wskaźników wyceny, takich jak cena/zysk czy cena/wartość księgowa. Pomogły w tym także opublikowane niedawno wyniki kwartalne firm.
Wskaźnik C/Z dla spółek z WIG (liczony jako średnia ważona udziałami w indeksie) osunął się już w okolice 9, podczas gdy w kwietniu br. (kiedy WIG ustanawiał rekord ostatniej hossy) przekraczał 12. Wyceny obniżyły się zatem o jedną czwartą, co można odczytywać jako sygnał, że akcje stały się znacznie atrakcyjniejsze niż do tej pory.
Poprzednio bessa tu się jeszcze nie zatrzymała
Niestety, stwierdzenie o większej atrakcyjności niekoniecznie jest tożsame ze stwierdzeniem, że walory potaniały do skrajnie niskich poziomów. Jeśli sięgniemy pamięcią do poprzedniej bessy, to okazuje się, że C/Z miał wartość taką jak obecnie we wrześniu 2008 r. Było to jeszcze przed najbardziej dramatyczną falą wyprzedaży na giełdach związaną z upadkiem banku Lehman Brothers i zapaścią rynku międzybankowego skutkującą później recesją na Zachodzie i ostrym spowolnieniem w Polsce.
Czy musi dojść do pogorszenia wyników?
Problem polega choćby na tym, że nie sposób stwierdzić, jaką wartość C/Z miał w lutym 2009 r., kiedy WIG na dobre ustanawiał twarde dno bessy (na poziomie ponad 40 proc. niższym od tego z końca września 2008 r.), bo... wskaźnik ten nie był wtedy w ogóle obliczany ze względu na ujemne wyniki finansowe spółek. Bessa zakończyła się dopiero wówczas, kiedy było już wiadomo na podstawie raportów finansowych przedsiębiorstw, dlaczego ich akcje wcześniej tak bardzo potaniały. Co ciekawe, z identyczną sytuacją inwestorzy mieli do czynienia w pierwszej połowie 2003 r., gdy startował ówczesny silny trend wzrostowy – także wtedy trudno było wyceniać spółki, bo te ponosiły straty spowodowane przez spowolnienie gospodarcze.
Wszystko to pokazuje, że trudno o jednoznaczne wnioski na podstawie wskaźników wyceny. Z jednej strony akcje stały się teoretycznie atrakcyjniejsze, a z drugiej obniżanie się wycen oznaczać może po prostu obniżanie się oczekiwań inwestorów względem przyszłych wyników finansowych przedsiębiorstw. Czy wzorem lat 2009 i 2003 z zakupami warto się wstrzymać do momentu, kiedy kondycja firm drastycznie się pogorszy? To zależeć będzie od głębokości oczekiwanego spowolnienia gospodarczego. W razie gdyby okazało się łagodniejsze niż to na przełomie lat 2008/2009, raporty finansowe mogą nie prezentować się tak słabo. Na razie zresztą II kwartał tego roku większość spółek zakończyła w dobrej kondycji.