W środę, drugi dzień z rzędu, złoty tracił na wartości do głównych światowych walut. Pod koniec dnia za europejską walutę płacono 4,17 zł, za amerykańską 3,3 zł, a za franka szwajcarskiego 3,47 zł. W każdym przypadku było to o ponad 2 proc. więcej niż jeszcze w poniedziałek.
Trwającą praktycznie nieprzerwanie od początku czerwca aprecjację naszej waluty gwałtownie przerwały słowa Marka Belki. Szef NBP i przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej poinformował we wtorek, że obecnie należy raczej myśleć o obniżce stóp. Jego wypowiedź mogła więc być bezpośrednim impulsem do osłabienia złotego.
J.P. Morgan uważa, że pierwsza obniżka stóp będzie miała miejsce w listopadzie, a do końca marca przyszłego roku koszt kredytu spadnie w sumie o 50?pkt bazowych.
To jeszcze nie zmiana trendu
Najbliższe dni dla naszej waluty nie przedstawiają się lepiej, choć skala deprecjacji powinna być mimo wszystko ograniczona.
– Uważamy, że maksymalny zasięg osłabienia złotego wynosi 4,18–4,20 zł za euro, być może nawet taki poziom nie zostanie osiągnięty. Obniżki stóp procentowych były już wcześniej dyskontowane, nie spodziewamy się, aby inwestorzy na rynku walutowym mieli teraz grać pod taki scenariusz – mówi Tomasz Regulski, analityk Raiffeisen Banku. Co w dłuższym terminie? Jeszcze pod koniec lipca analitycy prognozowali kursy rzędu 3,90–3,95 zł za euro i 3–3,10 zł za dolara na koniec tego roku. Takie poziomy na łamach „Parkietu" obstawiał m.in. Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.