Kiepsko rozpoczął się ten rok dla rynków wschodzących. Kiedy już efekt stycznia przestał działać, giełdy większości z nich pogrążyły się w spadkach, co napędzała sytuacja w Syrii, protesty w Turcji i spadek dynamiki w Chinach. Rosyjski RTS i brazylijska Bovespa zaskakiwały skalą przeceny. Tąpnęły też indeksy w Polsce, na Węgrzech i Czechach. Tymczasem rynki krajów rozwiniętych kontynuowały rajd na północ, przekraczając kolejne szczyty i ustanawiając historyczne maksima (DAX, FTSE250, S&P500). Od przecięcia MSCI World (indeks skupiający ponad 1600 spółek z całego świata) i MSCI Emerging Markets (wskaźnik grupujący spółki z krajów rozwijających się) w styczniu 2013 r. różnice pomiędzy rynkami tylko się pogłębiały. Na szczęście rynki wschodzące zaczynają powoli odzyskiwać utracony na początku roku wigor.
Wszystko przez USA
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca argentyński Merval zyskał aż 18,4 proc., brazylijska Bovespa – 7,1 proc., a polski WIG20 – 6,5 proc. Wskaźnik rynków wschodzących urósł w październiku o 5,3 proc., MSCI BRIC – o 5,7 proc. Dla porównania MSCI World zyskiwał przeszło 2 pkt proc. mniej. Skąd zatem tak dobre zachowanie emerging markets?
– Z wydłużenia programu stymulowania gospodarki (QE) przez Fed (amerykański bank centralny) – nie ma wątpliwości Robert Burdach, zarządzający Union Investment TFI. – Dane z amerykańskiej gospodarki są dobre, ale nie aż tak, jak tego oczekiwano. Dlatego rynki wschodzące łapią oddech i powoli wracają do łask inwestorów – zaznacza.
Także Rafał Dobrowolski, zarządzający PKO TFI, zmianę kondycji rynków rozwijających się wiąże z polityką Fedu.
– W ostatnich miesiącach rynki te były pod szczególną presją wynikającą z oczekiwań dotyczących zmniejszenia programu QE przez Fed – potwierdza i dodaje: – Dyskonto na wskaźnikach typu P/BV znalazło się na rekordowo wysokim poziomie w stosunku do ostatniej dekady. To dało potencjał mocnego ruchu w górę, gdy tylko pojawią się czynniki zmieniające nastawienie inwestorów – wyjaśnia.