Na ratingi trzeba będzie poczekać jeszcze kilka miesięcy

Instytut Analiz i Ratingu w czerwcu miał zacząć wydawanie ocen. Już teraz wiadomo, że tak się nie stanie. GPW szuka partnerów do projektu.

Publikacja: 08.05.2015 06:27

Instytut Analiz i Ratingu dowodzony przez Maję Goettig miał rozruszać rynek obligacji korporacyjnych

Instytut Analiz i Ratingu dowodzony przez Maję Goettig miał rozruszać rynek obligacji korporacyjnych. Wszyscy, którzy na to liczyli, muszą się uzbroić w cierpliwość.

Foto: Archiwum

Agencja miała nadawać ratingi emitentom i konkretnym emisjom obligacji. Szczególnie mocny nacisk miał być położony na średnie i małe firmy, dla których zamawianie ocen ryzyka w globalnych agencjach jest po prostu zbyt kosztownym przedsięwzięciem. Założycielem agencji i jej jedynym akcjonariuszem jest GPW. Kapitał początkowy, który wniosła giełda, to 4,1 mln zł. Już na początku wspominano jednak, że do projektu mają być pozyskani dodatkowi, wybrani inwestorzy niezależni od GPW. Równolegle jednak miał się toczyć m.in. proces tworzenia metodologii i wszystkich niezbędnych działań, tak aby Instytut rzeczywiście zaczął wydawać oceny.

Odmienne wizje

Kolejność zadań uległa zmianie, gdy Adama Maciejewskiego na stanowisku prezesa GPW zastąpił Paweł Tamborski. Teraz priorytetem jest przede wszystkim znalezienie partnerów do projektu.

– Jesteśmy w ostatniej fazie poszukiwania dobrych partnerów do tego przedsięwzięcia. Ich znalezienie jest konieczne do powodzenia projektu – mówi Tamborski.

– Z uwagi na toczące się rozmowy z inwestorami, gotowość IAiR do nadawania ratingów przesunie się o kilka miesięcy wobec początkowych planów – mówi "Parkietowi" Maja Goettig, prezes IAiR. Na szczegółowe pytania dotyczące spółki jest gotowa odpowiadać, ale dopiero po znalezieniu inwestorów.

Dlaczego GPW tak bardzo zależy na znalezieniu partnerów do tego projektu? Przede wszystkim giełda boi się konfliktu interesów. Jako operator rynku nie chce jednocześnie wprowadzać na Catalyst spółek i sama wydawać im ratingów. Nie tylko mogłoby to podawać w wątpliwość wiarygodność ocen, ale także stanowiłoby zbyt duże ryzyko reputacyjne w przypadku „wpadki".

Na rynku nie brakuje jednak głosów, że GPW projekt ten powinna kontynuować, nawet samodzielnie. Zwolennikiem jest Leszek Pawłowicz, były szef Rady Giełdy, który wspólnie z Adamem Maciejewski oraz Wiesławem Rozłuckim (obecnym szefem Rady Giełdy) od początku był mocno związany z tym pomysłem

– Z jednej strony rzeczywiście jest tak, że przy ratingu spółka zależna GPW mogłaby popełnić błąd, co mogłoby się odbić na reputacji giełdy. Trzeba jednak pamiętać, że rating to pewna ocena danej sytuacji, nie daje 100 proc. gwarancji, że nic złego się nie stanie, czego najlepszym dowodem są oceny wydawane przez największe agencje ratingowe – mówi i dodaje, że z drugiej strony istnieje jednak inne ryzyko. – W tym momencie rynek obligacji korporacyjnych jest nietransparentny. Zdecydowana większość podmiotów jednak nie ma ratingów, co z perspektywy inwestorów indywidualnych, niestety, nie sprzyja rozwojowi rynku. Drobni gracze nie mają bowiem aparatu inwestycyjnego, a sami mają ograniczone możliwości przy analizowaniu spółek. Dodatkowo co jakiś czas dochodzi do niewypłacalności emitentów. To rodzi ryzyko, że polski rynek będzie postrzegany jako rynek obligacji śmieciowych, i moim zdaniem jest to o wiele groźniejsze niż popełnienie przez agencję od czasu do czasu błędu przy wydawaniu ratingu – uważa.

Rating jest potrzebny

Niezależnie od tego, jaki los spotka IAiR, eksperci wskazują, że ratingi dla spółek niosą więcej korzyści niż zagrożeń.

– Jest cała grupa inwestorów, która nie jest w stanie przeprowadzać samodzielnie dogłębnych analiz, szczególnie w sytuacji, gdy liczba emitentów tak mocno się zwiększa, jak ostatnio w Polsce. Tu pomocna może być opinia niezależnego podmiotu posiadającego doświadczenie i ekspertyzę w tej dziedzinie, która pozwoli wyrobić sobie opinię na temat poziomu ryzyka emitenta i umiejscowić go w ramach całego spektrum inwestycyjnego – mówi Marek Warmuz, zarządzający w Union Investment TFI. Wtóruje mu Radosław Kotylak, dyrektor zarządzający w DI Investors.

– Ratingi są z pewnością jednym z elementów, który wpłynąłby pozytywnie na krajowy rynek obligacji kor-poracyjnych. Oczywiście po-jawia się odwieczne pytanie, kto miałby takie ratingi finansować. Możliwości są dwie – albo sami emitenci, albo pośrednio inwestorzy-uczestnicy obrotu na Catalyst. Oba rozwiązania mają swoje mocne i słabe strony. Na razie największe światowe agencje ratingowe finansowane są przez emitentów. W takim modelu, nawet zakładając funkcjonowanie krajowej tańszej firmy oceniającej, znaczna część emitentów z uwagi na koszty ratingów nie będzie ich kupowała.

[email protected]

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy