Każdy z nich utworzy indywidualnie fundusz stabilizacyjny, w ramach którego klienci będą mogli dostać dopłatę do raty w momencie, gdy kurs franka przekroczyłby poziom 5 zł, jednak nie będzie to więcej niż 33 grosze do każdego franka. W zamian jednak posiadacz kredytu frankowego będzie musiał się zobowiązać do przewalutowania kredytu po uzgodnionym wcześniej z bankiem kursie.
– Sądzimy, że fundusz stabilizacyjny zacznie działać w ostatnim kwartale roku i będzie kilka miesięcy na podjęcie decyzji przez klientów oraz deklaracje, czy chcą skorzystać z takiej osłony – powiedział Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes ZBP. Zastrzegł, że banki będą mogły oferować bardziej „zindywidualizowane warunki". Z funduszu mogłyby skorzystać jedynie osoby, których dochód nie przekracza średniej krajowej, powierzchnia kredytowanego mieszkania jest mniejsza niż 75 mkw, a domu poniżej 100 mkw. Na fundusz stabilizacyjny w tym roku zostanie przeznaczona kwota ponad 300 mln zł. – W ciągu dziesięciu lat suma takich dopłat może sięgnąć 3,5 mld zł – powiedział Pietraszkiewicz.
Banki chcą utworzenia także drugiego funduszu na pomoc zwrotną dla osób, które znalazły się w trudnej sytuacji. Banki chcą wyasygnować na niego 150 mln zł. Bankowcy policzyli, że łączna pomoc razem z działaniami osłonowymi w ramach tzw. sześciopaku (m.in. obniżenie spreadów walutowych) będzie ich kosztowała w tym roku 800 mln zł.
Według Komisji Nadzoru Finansowego propozycje banków nie rozwiązują problemu. – Propozycja banków nie rozwiązuje problemu systemowego, czyli kwestii narosłego zadłużenia, które przekracza wartość nieruchomości będącej zabezpieczeniem kredytu w przypadku jednej trzeciej liczby kredytów w CHF stanowiących ponad połowę wartości portfela frankowego – stwierdził Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF. I zaznaczył jednocześnie: – Wydaje się, że banki nie doceniają ryzyka wynikającego ze zmieniającego się klimatu regulacyjnego i postanowiły poczekać na rozwiązanie ustawowe. Czas pokaże, czy była to ze strony banków słuszna decyzja.