– W marcu pierwszy raz od dwóch lat zmieniliśmy nasze nastawienie do akcji rynków wschodzących z „niedoważaj" na „przeważaj" – mówi Valentijn van Nieuwenhuijzen, odpowiedzialny za dział zarządzania wieloma klasami aktywów w NN Investment Partners w Hadze.
Od Polski lepszy Meksyk
Jest to jednak krótkoterminowy, taktyczny ruch, niepoparty argumentami fundamentalnymi. – Opublikowany w piątek wskaźnik PMI dla chińskiego przemysłu, przekraczający 50 pkt, jest pozytywnym sygnałem, podobnie jak obserwowana od początku roku stabilizacja cen surowców – przyznaje van Nieuwenhuijzen. – Mimo to wciąż nie widzimy gospodarczych przesłanek, żeby w długim terminie wybierać akcje z emerging markets – zastrzega.
Rynki wschodzące są miejscem, gdzie globalne przepływy kapitału mogą stworzyć własną rzeczywistość, niemającą wiele wspólnego z gospodarką. – Spodziewamy się, że dane za marzec pokażą znaczący spadek odpływu kapitału zagranicznego z krajów rozwijających się, szczególnie z Chin – prognozuje van Nieuwenhuijzen. Firma inwestycyjna rodem z Holandii postanowiła zagrać właśnie pod poprawę w przepływach kapitałowych.
W obrębie giełd emerging markets, na których NN Investment Partners szuka teraz okazji inwestycyjnych, dominują egzotyczne kierunki: Meksyk, Indie, Filipiny, Argentyna, Indonezja, Tajwan. Warszawski parkiet jest postrzegany co najwyżej „neutralnie". – Z jednej strony widzimy szanse w pobudzeniu konsumpcji dzięki programowi 500+, z drugiej – zagrożenia natury budżetowej na 2017 r. – mówi Robert Bohynik, członek zarządu i dyrektor inwestycyjny NN Investment Partners TFI. – Na poziomie samych spółek niewątpliwym obciążeniem dla giełdy są zmiany w branży energetycznej, jednak nie wydaje się nam, żeby pomoc dla zadłużonych we frankach miała przyjąć formę zagrażającą stabilności sektora finansowego – dodaje.
Recesja nam nie grozi
Zarządzający NN Investment Partners nie obawiają się recesji w krajach rozwiniętych. – Od 2010 r. stopa bezrobocia w grupie G3 (USA, Japonia, strefa euro) systematycznie spada. Dopóki pozytywna sytuacja na rynku pracy się utrzyma, dopóty konsumpcja będzie wspierać gospodarkę i recesja nam nie zagraża – argumentuje van Nieuwenhuijzen. Jego zdaniem nie ma powodów do obaw o produkcję przemysłową w USA, skoro mamy „silnego konsumenta".