Kilka miesięcy temu, po ponad dwuletnim okresie spadających cen, powróciła do Polski inflacja (w marcu 2 proc. r/r, jeszcze do jesieni 2016 r. wskaźnik cen spadał). Czy fakt ten jest powszechnie dostrzegany i co Polacy robią w związku ze wzrostem cen?
- Dane o inflacji nie zawsze idą w parze ze społeczną percepcją. Wynika to z kilku przyczyn. Po pierwsze, ludzie na ceny jednych produktów zwracają większą uwagę (np. kawy lub paliwa), a na innych mniejszą (np. cukru). Po drugie, wprawdzie koszyk dóbr i usług, których ceny śledzi GUS jest reprezentatywny dla przeciętnego Polaka, ale przecież samych przeciętnych Polaków jest stosunkowo niewielu. Ludzie bardzo różnią się od siebie pod względem zwyczajów zakupowych. Może się więc zdarzyć, że duża część społeczeństwa odczuwa wyraźnie wzrost cen, mimo że oficjalna inflacja jest niewielka, albo na odwrót - nie dostrzega inflacji widocznej w statystykach – wyjaśnia Karol Pogorzelski, ekonomista ING Banku Śląskiego.
Różne mogą być też reakcje na zmiany cen. Ekonomiści zakładają najczęściej, że inflacja zachęca ludzi do przyspieszania wydatków konsumpcyjnych, a deflacja do ich opóźniania. Powód jest prosty – oczekiwany wzrost cen skłania ludzi do konsumpcji (kupna towarów lub usług) tu i teraz, bo ceny wzrosną. I przeciwnie – spadające ceny teoretycznie mogą zachęcać to wstrzymywania konsumpcji – bo niebawem będzie taniej. Zdarza się jednak, że rzeczywiste zachowania ludzi wymykają się tym schematom.