Wartość importu skoczyła aż o 19,1 proc., po 3,3-proc. zwyżce miesiąc wcześniej. W efekcie w handlu towarowym Polska odnotowała w maju deficyt w wysokości 200 mln euro.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się powszechnie, że piątkowe dane NBP pokażą wyraźny wzrost dynamiki obrotów handlowych w maju. Przemawiał za tym układ kalendarza: w maju br. było bowiem więcej dni roboczych niż przed rokiem, podczas gdy w kwietniu było ich mniej. W przypadku eksportu przeciętne szacunki ekonomistów zakładające jego wzrost o 13,3 proc. okazały się bardzo bliskie rzeczywistego odczytu. Import sprawił jednak niespodziankę. Miał bowiem wzrosnąć o około 16,5 proc.
Taką dynamikę importu jak w maju Polska notowała ostatnio w pierwszej połowie 2011 r., w trakcie inwestycyjnego boomu związanego z organizacją Euro 2012. To prawdopodobnie nie przypadek. – Nadspodziewanie wysoki wzrost importu może sygnalizować rozpoczynające się ożywienie krajowych inwestycji – zauważył w komentarzu Piotr Piękoś, ekonomista z banku Pekao.
Z powodu spodziewanego odbicia inwestycji po ich ubiegłorocznym tąpnięciu ekonomiści powszechnie oczekują, że w najbliższych kwartałach import będzie nadal rósł szybciej niż eksport. I to pomimo tego, że temu ostatniemu sprzyja dobra koniunktura w strefie euro, w tym w Niemczech, które są najważniejszym zagranicznym rynkiem zbytu polskich firm. W efekcie wyniki handlu zagranicznego będą prawdopodobnie negatywnie wpływały na tempo wzrostu polskiej gospodarki. Według prognoz departamentu analiz ekonomicznych NBP w tym roku tzw. eksport netto odejmie od wzrostu PKB 0,6 pkt proc., a w 2018 r. 0,5 pkt proc. Dla porównania, w latach 2015–2016 dodawał do wzrostu przeciętnie 0,5 pkt proc.