Mijający rok miał przynieść osłabienie wzrostu polskiej gospodarki po bardzo udanym 2017 r. Okazało się, że w 2018 r. wzrost PKB jeszcze przyspieszył. Spodziewane spowolnienie przesunęło się więc na 2019 r.
Tzw. miękkie wskaźniki koniunktury (bazujące na badaniach ankietowych wśród przedsiębiorców i konsumentów – red.) zwiastują spowolnienie wzrostu gospodarczego już od kilku miesięcy. W przeszłości systematyczny spadek takich wskaźników jak PMI zwykle był wiarygodnym sygnałem hamowania wzrostu PKB. Nie możemy też ignorować tego, co się dzieje w otoczeniu polskiej gospodarki. Strefa euro już doświadcza spowolnienia wzrostu gospodarczego, a w USA widać pierwsze tego zwiastuny. Na domiar złego wojna handlowa między USA a Chinami, której skutki odczuwa głównie druga z tych gospodarek, będzie miała coraz większe przełożenie na resztę świata.
Jakiego spowolnienia wzrostu PKB Polski można oczekiwać?
Zakładam, że średnio w 2018 r. wzrost PKB wyniesie 4 proc. To oznacza, że na tle innych gospodarek UE Polska będzie się nadal rozwijała szybko. Będzie to zasługa silnego popytu wewnętrznego. W solidnym tempie będzie ciągle rosła konsumpcja. Nawet jeśli koniunktura na rynku pracy przestanie się poprawiać (wzrost stopy bezrobocia w listopadzie sugeruje, że tak już się dzieje), to pozostanie bardzo dobra. Transfery społeczne, takie jak 500+, zwiększają dodatkowo poczucie bezpieczeństwa finansowego Polaków, co sprzyja wydatkom konsumpcyjnym. Rząd zapowiada kolejne takie programy. Mówi np. o przygotowywanych wypłatach dodatkowych świadczeń dla seniorów. Popyt wewnętrzny będą też napędzały inwestycje, zwłaszcza te współfinansowane z funduszy UE. Wątpię, aby rosły one w tempie bliskim 10 proc. (rok do roku) tak jak w trzecim kwartale 2018 r., ale dynamika inwestycji pozostanie przyzwoita.
Co musiałoby się wydarzyć, aby znów, wbrew oczekiwaniom, tempo wzrostu gospodarczego utrzymało się w pobliżu 5 proc.?