Czasy, gdy agencje ratingowe na wyścigi obniżały oceny wiarygodności kredytowej Węgier, to już odległa przeszłość. Dziś raczej te oceny podnoszą, a węgierska gospodarka wysuwa się na pozycję europejskiego lidera wzrostu. Odzwierciedleniem tego stanu rzeczy zdaje się doskonała koniunktura na giełdzie w Budapeszcie. Jej główny indeks, BUX, w tym roku zyskał ponad 10 proc., podczas gdy WIG20 niemal tyle samo stracił. We wtorek, gdy BUX ustanowił nowy rekord, warszawski indeks znów zmierzał na południe.
Odbicie zdechłego kota
– Imponujące zwyżki BUX to niemal wyłącznie efekt wzrostu cen akcji OTP (największy bank nad Balatonem – red.) – uspokaja w rozmowie z „Parkietem" Per Hammarlund, główny strateg ds. rynków wschodzących w szwedzkiej grupie bankowej SEB. – W tym momencie postawiłbym raczej na WIG20 niż na BUX, szczególnie jeśli widoczna w Niemczech stabilizacja koniunktury okaże się trwała – dodał.
Węgry od kilku kwartałów rozwijają się szybciej niż Polska. W III kwartale węgierski PKB zwiększył się o 5 proc. rok do roku, podczas gdy polski o 3,9 proc. Biorąc pod uwagę dane oczyszczone z wpływu czynników sezonowych, PKB Węgier wzrósł o 4,8 proc. rok do roku, co było najlepszym wynikiem w UE.
Zdaniem Hammarlunda wzrost węgierskiej gospodarki napędza obecnie głównie napływ funduszy z UE. Ale ze względu na to, że według niego tamtejszy rząd nie zamierza zrezygnować z konfrontacyjnej postawy wobec Brukseli, trudno to uważać za trwały motor wzrostu. Na domiar złego Węgry borykają się z niedoborem pracowników, który winduje wzrost płac i inflację, a rząd niewiele z tym problemem robi. Stąd, jak twierdzi strateg SEB, „ostatnie wzrosty BUX wyglądają raczej na odbicie zdechłego kota niż zdrową hossę".