List otwarty podpisany przez pięciu byłych amerykańskich sekretarzy skarbu (Roberta Rubina, Lawrence’a Summersa, Timothy’ego Geithnera, Jacoba Lewa i Janet Yellen) był mocno alarmistyczny. „Nasza demokracja jest oblężona” – wskazywali byli szefowie resortu finansów USA. Co ich tak zdenerwowało? To, że kierowany przez Elona Muska nowy Departament Wydajności Rządowej (DOGE) zyskał dostęp do systemu płatniczego Departamentu Skarbu, przez który przepływa rocznie ponad 6 bln USD. O ile dotychczas był on obsługiwany przez małą grupkę zawodowych urzędników federalnych, o tyle za rządów Trumpa wgląd w niego uzyskali młodzi (19–24-letni) „komputerowi geniusze” pracujący dla DOGE-a. Analizują oni przepływy finansowe wewnątrz administracji państwowej i przyglądają się temu, czy część z tych pieniędzy nie jest marnowana. Co w tym złego? Pięciu były sekretarzy skarbu (reprezentujących wyłącznie demokratyczne administracje) widzi w tym naruszenie konstytucji. „Przez łącznie 18 lat, jakie spędziliśmy kierując Departamentem Skarbu, nigdy nie proszono nas o wstrzymanie funduszy, które Kongres przeznaczył na dany cel. Od czasów administracji Nixona nie rozważano takich działań. Wówczas Sąd Najwyższy jednogłośnie orzekł, że prezydent nie ma uprawnień do wstrzymywania funduszy federalnych, której już autoryzował Kongres” – przypominają sekretarze skarbu związani z demokratami. Republikanie odpowiadają jednak, że DOGE uzyskał uprawnienie jedynie do analizowania przepływów fiskalnych, a nie ich wstrzymywania, a ponadto fundusze mogą być wstrzymywane przez zarządzające nimi departamenty, jeśli zachodzi ważna potrzeba. Protesty demokratów przeciwko dostępowi agencji Muska do systemu płatniczego mają więc być wywołane jedynie obawami przed odkryciem nieprawidłowości finansowych. Jak jest naprawdę?