Pierwszy raz od dwóch lat poniżej pułapu 100 USD/t spadły w maju będące punktem odniesienia dla całej Europy ceny węgla w holenderskich portach. Przyczyna to spadek popytu na elektryczność oraz głęboka przecena gazu ziemnego, które ograniczają popyt na surowiec w sektorze energetycznym.
W obawie przed niedoborami gazu po przykręceniu kurków przez Rosję producenci energii zwiększali moce w energetyce węglowej. W czasie zakończonego sezonu grzewczego Niemcy spalały go najwięcej od co najmniej sześciu lat. Teraz jednak zaczęli znów zdecydowanie preferować błękitne paliwo, które w porównaniu ze szczytami z sierpnia potaniało już o 93 proc., a dodatkowo jest czystsze w spalaniu niż węgiel.
Do coraz bardziej zdecydowanego przechodzenia energetyki na gaz zachęcają wzmożone dostawy LNG, które pozwoliły na zapełnienie magazynów znacznie powyżej sezonowej średniej, przywracając gospodarkom poczucie bezpieczeństwa energetycznego. Odchodzeniu od węgla zapobiec nie zdołał nawet spadek cen pozwoleń na emisje o jedną piątą w porównaniu ze szczytem sprzed trzech miesięcy.
W tym roku oczekuje się dalszego wzrostu udziału, jaki w europejskiej produkcji energii mają słońce i wiatr, a w rolę paliwa, które może wyrównywać okresowe spadki generacji z OZE, wchodzi właśnie gaz. W rezultacie we środę tonę węgla z odbiorem za miesiąc w Antwerpii, Rotterdamie lub Amsterdamie wyceniano już na zaledwie 89,4 USD, najmniej od maja 2021 r. i aż pięciokrotnie mniej niż na szczycie zanotowanym tuż po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Taki obraz sytuacji zmusza pośredników do poszukiwania nabywców na węgiel, którego zapasy były dotąd tak usilnie gromadzone. Transporty surowca z Kolumbii zostały przekierowane do Indii i Chin, a jednocześnie z Europy jest on wywożony. Zalegający węgiel trafia ze Starego Kontynentu m.in. do Maroka, Senegalu, Gwatemali, co oznacza odwrócenie normalnych szlaków jego transportu. Indiom, do których również on trafia, pomaga to zaspokoić wciąż nienasycony popyt.