Rentowności amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych, które jeszcze w styczniu ocierały się o czteromiesięczne minimum, w lutym mocno odbiły, zbliżając się do pułapu 4 proc. Rynkom obligacji szkodziły dane wskazujące na utrzymywanie się podwyższonej inflacji w Europie, zwłaszcza we Francji i w Hiszpanii.
Wcześniej amerykańskim papierom o stałym kuponie nie sprzyjało nasilanie się oczekiwań co do dalszego zaostrzania polityki przez Fed, związane z odpornością największej gospodarki świata na spowolnienie. Choć jeszcze niedawno inwestorzy uznawali za pewnik, że osiem podwyżek stóp od początku cyklu doprowadzi do recesji, która zmusi bank do zwrotu w polityce, to teraz nie wydaje się to już takie pewne.
Dla decydentów zza oceanu argumentami za kolejnymi podwyżkami stóp, a później dłuższym utrzymywaniem ich wyżej, są dobre dane z rynku pracy i utrzymująca się podwyższona inflacja. W styczniu poza rolnictwem przybyło trzy razy więcej nowych etatów od prognoz. Jednocześnie ceny wzrosły w styczniu miesiąc do miesiąca o 0,5 proc., czyli najmocniej od trzech miesięcy.
Efekt? O ile jeszcze pod koniec stycznia inwestorzy spodziewali się szczytu stóp Fedu na wysokości 4,9 proc. w czerwcu, o tyle od tamtej pory w cenach znalazły się dwie kolejne podwyżki o 25 pkt baz., a szczyt wypłaszczył się i przesunął na miesiące letnie. W rezultacie podwyżki należy spodziewać się nie tylko na najbliższym – marcowym – posiedzeniu banku, ale też na dwóch kolejnych – w maju i czerwcu.
Z drugiej strony potencjał przeceny obligacji zza oceanu może już się wyczerpywać – a wraz z nim presja na rynki obligacji na świecie.