W tysiącach firm w ostatnich tygodniach decydenci stanęli przed dylematem: odciąć się od Rosji czy nie. Niektórym podjęcie decyzji zajęło zaledwie kilka godzin. Inne firmy ugięły się dopiero po kilku tygodniach pod naporem społecznej krytyki. Tzw. lista wstydu publikowana przez Uniwersytet Yale wprawdzie z dnia na dzień się kurczy, ale nadal widnieje na niej kilkaset koncernów.
Konsumenci mają moc
Kilka dni temu przez Polskę przetoczyła się kolejna fala manifestacji przed sklepami sieci Auchan i Leroy Merlin, które otwarcie oświadczyły, że nie wycofają się z Rosji. W symboliczny sposób przekreśliły zasady ESG zapisane w swoich korporacyjnych dokumentach. Zasygnalizowały, że zamierzają wypełnić lukę po konkurentach i zwiększyć dostawy, wykorzystując dodatkowy popyt. Co więcej, francuska centrala Leroy Merlin odcięła ukraińskich pracowników od komunikacji wewnętrznej.
Resztki honoru ratować próbuje Decathlon (kontrolowany przez tę samą francuską rodzinę, do której należą Leroy Merlin i Auchan), który wprawdzie zawiesił działalność w Rosji, ale uzasadnił to nie agresją Rosji na Ukrainę, ale przerwanymi łańcuchami dostaw.
W przeszłości wielokrotnie mieliśmy do czynienia z bojkotem konsumenckim, jednak ograniczał się on do aktywności w mediach społecznościowych i nie miał zbytniego przełożenia na realne działania. Tym razem może być inaczej, a potwierdzają to chociażby dane, które niedawno podał PKO BP: już widać, że dynamika obrotów kart płatniczych tego banku jest niższa w sieciach handlowych, które pozostały w Rosji, w stosunku do tych, które nie prowadzą tam działalności.
Fala oburzenia wobec przedsiębiorstw zostających w Rosji rośnie wraz z napływającymi informacjami o aktach ludobójstwa dokonywanych przez Rosjan na ludności cywilnej w Ukrainie. Oburzenie konsumentów jest tak duże, że niektórym osobom puszczają nerwy i na bojkocie nie poprzestają. Posuwają się nawet do gróźb pod adresem pracowników poszczególnych marek i niszczą należące do firm aktywa.