Inwestycje i handel
Chiny już od 12 lat są największym partnerem handlowym Afryki. Wymiana handlowa pomiędzy Czarnym Lądem a Państwem Środka była w 2020 r. niemalże 15 razy wyższa niż w 2002 r. Rok przed wstąpieniem Chin do WTO wolumen wymiany handlowej wynosił zaledwie 12 mld USD. 18 lat później całkowita wartość obustronnego handlu przekroczyła 174 mld USD. To jednak Chińczycy są w lepszej sytuacji: deficyt handlowy wyniósł w 2019 r. 18 mld USD na niekorzyść Afrykanów. Dysproporcje widoczne są też w zależności od wspólnych relacji gospodarczych: tylko 4 proc. chińskiego handlu prowadzonego jest z Afryką, ale już 16,4 proc. afrykańskiego handlu w 2020 r. było prowadzone z Chinami.
Oprócz zwiększonej wymiany handlowej Chińczycy coraz chętniej inwestują na Czarnym Lądzie. W 2019 r. całkowita wartość chińskiego FDI w Afryce wyniosła 44 mld USD, co uplasowało Chińczyków na czwartej pozycji. Nie udało się dogonić Amerykanów, którzy w Afryce zainwestowali już ok. 78 mld USD. Nie ma także porównania z Europą: kraje Unii oraz Wielka Brytania pozostają niekwestionowanymi liderami inwestycji w Afryce, a łączna wartość ich FDI wyniosła w 2020 r. aż 222 mld USD. W odróżnieniu od Europejczyków i Amerykanów, chińskie pieniądze przeznaczane są chętniej na infrastrukturę. Od 2011 r. Chiny są największym zagranicznym inwestorem w tym sektorze, odpowiadając za ok. 40 proc. wszystkich inwestycji.
Pożyczka bez małego druku?
Jednym z kluczowych obszarów zaangażowania Chin w Afryce jest udzielanie kredytów – w latach 2000–2019 Chińczycy pożyczyli państwom afrykańskim ok. 153 mld USD. Według danych Johns Hopkins University z USA podpisano aż 1141 umów pożyczkowych. Afrykańskie rządy chętnie przyjmują chińskie pieniądze, jako że nie są one obarczone wymaganiami dotyczącymi poszanowania praw człowieka, demokracji czy też rządów prawa. Politycy mogą wygrywać wybory i przekabacać wyborców nowymi autostradami i portami wybudowanymi z pomocą chińskich inwestorów.
Chińskie pożyczki nie są jednak bez wad. W Angoli, Ghanie czy też Kenii doszło do masowych protestów przeciwko projektom infrastrukturalnym finansowanym przez Chiny, m.in. z powodu ich wpływu na środowisko naturalne. Pojawiają się także podejrzenia o oszukańcze wykorzystanie chińskich pieniędzy. Chociażby w Nigerii ok. 6,8 mln USD przekazanych państwowej agencji elektryfikacji wsi trafiło na konta ok. 150 podejrzanych i nieznanych podwykonawców, a projekt elektryfikacji nie został dokończony. W Demokratycznej Republice Kongo aż 19 milionów USD pożyczki zostało przekazanych firmie budowlanej, która... nigdy nie zajmowała się jakimkolwiek projektem budowlanym. Oskarżenia o korupcję przeplatają się z krytyką jakości wykonania chińskich inwestycji.
Problemy i ryzyka związane z chińskimi pieniędzmi doprowadziły do zawieszenia niektórych projektów. W czerwcu 2020 r. Kenia anulowała kontrakt wart 3,2 mld USD na skutek decyzji sądu o nieprawidłowościach związanych z przetargiem. W 2021 r. Ghana zerwała kontakt wart 236 mln USD, a Demokratyczna Republika Konga rozważa zawieszenie umowy o wydobyciu surowców naturalnych, wartej 6 mld USD.
Smok bez kłów
Wiele wskazuje jednak na to, że sensacyjne doniesienia o „kolonizacji Afryki" nie są podparte rzetelnymi danymi. O ile Chiny stały się największym partnerem handlowym Afryki, o tyle jest to wynik zastosowanej metodologii – zliczając państwa UE w jeden blok, handel pomiędzy UE a Afryką jest o 75 proc. wyższy niż między Afryką a Chinami. Pod względem inwestycji Chiny są zaledwie czwartym największym inwestorem na Czarnym Lądzie; nawet Francja posiada więcej kapitału w Afryce niż Chiny. Przy spowalniającym wzroście gospodarczym Państwa Środka należy postawić pytanie, czy plotki o chińskiej strefie wpływów w Afryce kiedykolwiek się ziszczą.