Wysoki poziom deficytu jest pochodną wydatków na ratowanie gospodarki i wypłatę dodatkowych świadczeń socjalnych, a także spadających, jak zwykle bywa w czasie kryzysu, wpływów podatkowych.

Projekt budżetu na najbliższe lata prezentował wczoraj dziennikarzom minister finansów Peer Steinbrueck. Stwierdził, że jest to plan „dramatycznie odmienny” od tego, co gabinet był w stanie prezentować przez trzy pierwsze lata istnienia koalicji socjaldemokratów z chadekami. I jednocześnie podkreślił, że gdy tylko kryzys zacznie ustępować, rząd przystąpi do konsolidacji budżetu. Jest to konieczne do utrzymania najwyższego ratingu kredytowego (AAA). Kilka krajów w Europie, m.in. Hiszpania, Irlandia i Grecja, w wyniku kryzysu i problemów fiskalnych potraciło już wysokie ratingi i Niemcy chcą uniknąć pójścia ich śladem.

Steinbrueck przyznał, że przyszłoroczny deficyt finansów publicznych sięgnie około 6 proc. PKB. Byłby to poziom dwukrotnie wyższy niż 3 proc. wyznaczone unijnym paktem stabilności i rozwoju. Być może dopiero w 2013–2014 r. uda się go sprowadzić poniżej 3 proc.

Bardzo możliwe, że równie długo będą trwać problemy gospodarki. W tym roku, według prognoz ekonomistów, skurczy się ona o około 6 proc. W przyszłym możliwy jest jej niewielki wzrost, ale zdaniem stowarzyszenia banków BDB całkowita naprawa strat wywołanych recesją potrwa co najmniej do 2015 r. BDB ocenia, że do końca przyszłego roku zadłużenie Niemiec może sięgnąć 80 proc. PKB, czyli aż o 15 pkt proc. więcej niż w 2008 roku.

Fatalna sytuacja budżetu oznacza, że rząd Angeli Merkel zapewne nie będzie mógł zastosować żadnych zachęt podatkowych, aby zdobyć głosy Niemców przy okazji wrześniowych wyborów.