Coraz większa liczba inwestorów obawia się, że dotychczasowa polityka najważniejszych banków centralnych sprawi, że za kilka miesięcy ceny zaczną szybko rosnąć. To musiałoby pociągnąć za sobą podwyżki stóp procentowych, a w konsekwencji oddaliłoby perspektywę ożywienia gospodarczego. Na razie jednak twarde dane z dużych gospodarek wskazują raczej na fazę deflacji.
W najlepsze trwa ona w Japonii. Maj był czwartym z rzędu miesiącem, w którym ceny w skali roku malały (o 1,1 proc.). Spadki miesięczne notowane są od końcówki ubiegłego roku, z przerwą na marzec i kwiecień. Być może dzięki obniżkom cen dóbr konsumpcyjnych recesja w kraju kwitnącej wiśni nie jest jeszcze bardziej wyniszczająca dla miejscowego przemysłu. Jak zauważają eksperci firmy analitycznej Capital Economics, na to, że przynajmniej na razie deflacja nie jest dla japońskiej gospodarki groźna, wskazują również oczekiwania konsumentów. Generalnie spodziewają się oni wzrostu cen, przez co nie są skłonni do odkładania wydatków w czasie.
Japonia z długimi okresami spadku cen boryka się od dwóch dekad – dziś powtórki tego scenariusza obawiają się USA i kraje Europy Zachodniej. Jak podano w piątek, w Niemczech ceny liczone według kryteriów Eurostatu stały w miejscu drugi miesiąc z rzędu. Tradycyjny indeks cen konsumpcyjnych minimalnie wzrósł z 0 proc. do 0,1 proc. Na razie nie znamy szczegółowych statystyk, ale zdaniem analityków dane z poszczególnych landów wskazują, że maleje przede wszystkim inflacja bazowa (bez cen energii i żywności), dotychczas najwyższa. Zdaniem analityków BNP Paribas, presja na inflację bazową wzrośnie w końcu roku, gdy bezrobocie odbije się na wysokości pensji.
Jutro unijne biuro statystyczne przedstawi dane dla całej strefy euro. Mediana prognoz 17 ekonomistów przepytanych przez Bloomberga dla czerwcowej inflacji wynosi -0,2 proc. W maju w skali roku ceny stały w miejscu.