Wydaje się, że to przełomowy moment w ciągnącej się od lat awanturze o Transpetrol.
W końcu lat 90. Ilcziszin uzyskał sądowym wyrokiem prawo własności 34 proc. udziałów Transpetrolu jako odszkodowanie za straty, jakie jego firma poniosła w związku ze szkodliwymi działaniami urzędu skarbowego. Z tym postanowieniem nie zgodził się rząd, który odwoływał się w kolejnych instancjach. I we wtorek wieczorem dopiął swego. Okazało się bowiem, że dokumenty, na które powoływał się przedsiębiorca oskarżając państwo, zostały sfałszowane. Wykrycie nieprawidłowości zabrało wymiarowi sprawiedliwości 14 lat.
Poza karą więzienia Ilcziszina skazano na grzywnę 30 tys. euro. Jego wspólnicy zostali skazani na kary pozbawienia wolności od 10 miesięcy do 9 lat. W całej sprawie toczy się jeszcze około 150 postępowań. Także sam proces Ilcziszina jeszcze się nie kończy, gdyż prokuratura odwołała się od wyroku, uznając go za zbyt łagodny.
Wysokość kary grożącej biznesmenowi wynika m.in. z wartości przedmiotu przestępstwa i jego swoistej bezczelności. Pakiet akcji przejęty przez Ilcziszina wyceniany był na ponad 66 mln euro. Od kiedy w 2007 r. zyskał on potwierdzenie swego prawa własności, wszczął starania o spieniężenie udziałów. W kwietniu zwołał walne zgromadzenie akcjonariuszy – nieuznane przez rząd – i powołał alternatywny zarząd, który podjął starania o połączenie Transpetrolu z tajemniczą cypryjską spółką. Według władz chodziło o wyprowadzenie z firmy cennych aktywów.