Akcje z 22 rynków klasyfikowanych jako wschodzące są dziś najdroższe od blisko dwóch lat. Wskaźnik cena do zysku dla skupiającego je indeksu MSCI EM wynosi obecnie 15,4, tyle, ile w październiku 2007 r., tuż przed początkiem gwałtownej bessy, zakończonej dopiero w I kwartale tego roku.
Co więcej, C/Z dla tego indeksu jest wyższy niż dla amerykańskiego wskaźnika szerokiego rynku S&P 500, co także zdarzyło się ostatnio pod koniec 2007 roku. Również na przełomie lat 1999 i 2000, kilka miesięcy przed bessą, która w ciągu roku pociągnęła indeks MSCI EM o 37 proc. w dół (S&P 500 tąpnął wówczas o 23 proc.), wycena objętych nim spółek przewyższyła wycenę akcji amerykańskich. – Papiery na rynkach wschodzących są zagrożone – konkluduje Matthieu Giuliani, zarządzający funduszami w spółce Palatine.
[srodtytul]Niedojrzały znaczy rozchwiany [/srodtytul]
Akcje z rynków wschodzących postrzegane są na ogół jako bardziej niestabilne niż papiery z rynków dojrzałych. Wszelkie ruchy, czy to w górę, czy w dół, są na nich gwałtowniejsze. Przykładowo, od powstania wskaźnika MSCI EM w grudniu 1987 roku 14 razy był w trendzie spadkowym, który osłabił go o 20 proc., i 13 razy w trendzie wzrostowym o analogicznej skali. W USA wystąpiły w tym okresie tylko cztery rynki byka i pięć rynków niedźwiedzia.
Także podczas obecnego kryzysu rozchwianie rynków wschodzących dało się wyraźnie odczuć. Podczas gdy S&P 500 załamał się w 2008 r. o 40 proc., a obejmujący wszystkie rynki dojrzałe indeks MSCI World o 42 proc., MSCI EM zanurkował o blisko 55 proc. Gdy jednak na rynki powrócił optymizm, to MSCI EM okazał się silniejszy.