Wiele krajów od Kolumbii przez Grecję do Republiki Południowej Afryki przystąpiło do kupowania złota, bo jego ceny rosły nieprzerwanie przez 11 lat do 2011 r. Oznaczało to odwrócenie trwającej trzy dekady wyprzedaży kruszcu, co o 19 proc. zmniejszyło wartość rezerw banków centralnych ulokowanych w złocie.
Światowa Rada Złota poinformowała, że w 2012 r. banki centralne zwiększyły swoje rezerwy w złocie o 534,6 tony, najbardziej od prawie pół wieku, a prognozy Rady na bieżący rok wahają się między 450 i 550 ton kruszcu, co przy jego obecnej cenie oznaczałoby wydatek przekraczający 25 mld USD. Morgan Stanley w swoich prognozach jest bardziej wstrzemięźliwy i przewiduje, że do 2018 roku banki centralne dokupią 655 ton złota.
Banki centralne wydają się najbardziej stratnymi inwestorami, bo z rynku złota wyparowało około 560 mld USD od czasu, gdy jego cena osiągnęła rekordowy poziom 1921,15 USD za uncję we wrześniu 2011 r.
Na rynku złota hossa trwała już osiem lat, najdłużej od zakończenia pierwszej wojny światowej, gdy banki centralne zaczęły inwestować swoje rezerwy właśnie w ten kruszec. Nie był to ich pierwszy błąd w tym zakresie, bo inwestowały w złoto również w 1980 r., kiedy uncja kosztowała w przeliczeniu na obecne pieniądze 2400 USD, a wychodziły z tej inwestycji w 1999 r., kiedy złoto było najtańsze od 20 lat.
Banki centralne na koniec 2012 r. posiadały 31,671 tys. ton złota, prawie jedną piątą kiedykolwiek wydobytego kruszcu. Gromadziły te zasoby przez dziesięciolecia, a o 16 proc. zwiększyły je w ciągu dekady do 1965 r., kiedy ceny kształtowały się na poziomie 35 USD, a więc dzisiejszych 258 USD po uwzględnieniu inflacji w Stanach Zjednoczonych.