Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) ma poważny problem z tzw. syndromem obrotowych drzwi, czyli dużym przepływem kadr do nadzorowanych przez siebie instytucji z sektora prywatnego. Według raportu niezależnej organizacji Projekt Nadzoru nad Rządem (POGO), przez ostatnie pięć lat 219 byłych pracowników SEC oficjalnie zgłosiło temu urzędowi, że będą reprezentować prywatne firmy w kontaktach z regulatorem. Ponad połowa zgłoszeń została wniesiona przez osoby, które były wcześniej bezpośrednio zaangażowane w ściganie rynkowych nieprawidłowości. Dane te są niepełne – amerykańskie prawo wymaga, by takie zgłoszenia składać tylko przez dwa lata po odejściu z SEC.
[srodtytul]Konflikt interesów[/srodtytul]
Byli pracownicy SEC, którzy przedstawiają tego typu zgłoszenia, pracują zwykle dla kancelarii prawnych reprezentujących duże instytucje finansowe oraz dla firm audytorskich. Sprawy, które poruszają w kontaktach z SEC, dotyczą m.in. działań nadzorczych tej instytucji wobec konkretnych spółek.
Zdarzały się również przypadki, że byli pracownicy SEC pracowali dla oszustów. Jaskrawym przykładem nadużyć są m.in. działania Spencera Barascha. Urzędnik Komisji przez siedem lat blokował dochodzenia przeciwko Robertowi Allenowi Stanfordowi, finansiście oskarżonemu obecnie o defraudację 8 mld USD. Gdy Barasch w 2005 r. odszedł z SEC, zaczął pracować u Stanforda. – Każdy prawnik w Teksasie i poza nim chce się wzbogacić na współpracy ze Stanfordem. A ja nienawidzę?znajdować się na uboczu – Barsch tłumaczył wówczas swoją decyzję o zostaniu prawnikiem Stanforda.
Nawet jednak w przypadkach, w których nie doszło do przestępstw, działania byłych pracowników mogą narażać na szwank wizerunek SEC.