Na razie Słowenia ma finanse publiczne w dużo lepszym stanie niż większość państw strefy euro, a także lepszym niż Polska. Dług publiczny tej bałkańskiej republiki wyniósł w zeszłym roku 38 proc. PKB, a deficyt finansów publicznych 5,6 proc. PKB. W tym roku, według prognoz Komisji Europejskiej, wzrosną one odpowiednio do 42,8 proc. PKB oraz do 5,8 proc. PKB. Sytuacja kraju nie jest więc tragiczna, a mimo to słoweńscy politycy zaczynają odmalowywać ją w czarnych barwach.
[srodtytul]Uwagi prezesa[/srodtytul]
– Obecnie sytuacja Słowenii nie jest porównywalna z położeniem Grecji, Irlandii oraz Portugalii. Mamy jednak świadomość, że jeśli obecne tendencje się utrzymają, będziemy tylko o włos od krytycznej sytuacji, a Słowenia może stać się kolejnym państwem strefy euro dotkniętym kryzysem – ostrzegł w piątek Marko Kranjec, prezes słoweńskiego banku centralnego i zarazem członek Rady Europejskiego Banku Centralnego. Skąd taki pesymizm u ważnego unijnego decydenta?
Wypowiedź Kranjeca, choć alarmistyczna, spotkała się w weekend z małym zainteresowaniem nawet słoweńskich mediów. Analitycy są zgodni, że Słowenii grecki scenariusz na razie nie grozi, choć kondycja finansów publicznych kraju może się w nadchodzących latach pogorszyć. Wiele będzie zależało od tego, czy Słoweńcy opowiedzą się za forsowaną przez rząd reformą emerytalną. Referendum w tej sprawie rozpisano na najbliższą niedzielę.
[srodtytul]Reforma wisi na włosku[/srodtytul]