Wtedy instynkty ich nie zawiodły. Żółty metal drożał nieprzerwanie do początku września, zyskując w tym czasie 19,2 proc. W pewnym momencie za jego uncję płacono ponad 1900 USD, najwięcej (w ujęciu nominalnym) w historii. To był jednak początek krótkiej, lecz gwałtownej przeceny kruszcu o 15,3 proc.
Od ostatnich dni września złoto znów drożeje. Od tego czasu jego cena wzrosła już o około 5 proc. Względem początku roku skoczyła już o blisko 19 proc. Jest to zresztą już 11 z rzędu rok hossy na tym rynku.
Ankietowani przez agencję Bloomberga analitycy spodziewają się, że pod koniec roku za uncję kruszcu będzie trzeba zapłacić 1715 USD, o około 2 proc. więcej niż obecnie, a w III kwartale 2012 r. nawet 1842 USD. Skąd ten optymizm?
- Nad światem wiszą zagrożenia makroekonomiczne, systemowe i monetarne i nie widać oznak, aby miały wkrótce zniknąć. Wszystkie siły, które wywindowały ceny złota do rekordu, nadal, działają – tłumaczy Mark O'Byrne, dyrektor zarządzający w dublińskiej firmie GoldCore. Jak dodaje, duży popyt na złoto zgłaszają też banki centralne, które próbują dywersyfikować swoje rezerwy walutowe.
Większość analityków swoje prognozy tłumaczy brakiem perspektyw na rychłe zakończenie kryzys fiskalnego w strefie euro oraz obawami inwestorów o nawrót recesji w gospodarkach Zachodu. Złoto jest bowiem uważane za bezpieczne schronienie na niepewne czasy.