– Zniżka PKB była głównie skutkiem nagłego spadku aktywności w budownictwie, co sprawia, że niektórzy podają w wątpliwość te wstępne dane. Nawet jednak bez spadku w budownictwie mielibyśmy co najwyżej stagnację. Spodziewamy się, że PKB obniży się w tym roku o 0,5 proc. – twierdzi Vicky Redwood, ekonomistka z firmy badawczej Capital Economics.
Wielka Brytania nie jest jedynym krajem Europy, który w ostatnich miesiącach wpadł w recesję. Wstępne dane wskazują, że stało się to udziałem również Hiszpanii, a prognozy analityków mówią, że w I kwartale pogrążona w recesji była strefa euro. Uniknąć jej udało się najprawdopodobniej Niemcom, choć również tam pojawiają się oznaki pogorszenia koniunktury. Jak to może wpłynąć na rynek?
W ostatnich tygodniach kiepskie dane z europejskich gospodarek wielokrotnie psuły nastroje. Na przykład w poniedziałek kiepskie odczyty PMI dla strefy euro przyczyniły się do silnej wyprzedaży na giełdach. Reakcja na dane o brytyjskim PKB była jednak w środę ograniczona. Co prawda funt osłabł wobec dolara, ale londyński indeks FTSE 100 lekko rósł w ciągu dnia. Niektóre z europejskich wskaźników zyskiwały w ciągu sesji po ponad 2 proc.
– Oczekiwane wystąpienie szefa Fedu, dobre wyniki Apple'a oraz europejskich spółek pomogły rynkom. Sytuacja na giełdach była jednak w ostatnich dniach dosyć nerwowa. Rynek wciąż szuka wyraźnego trendu – wskazuje Otto Waser, dyrektor inwestycyjny w firmie Research & Asset Management.
Czy to oznacza jednak, że recesja w Wielkiej Brytanii i strefie euro została już zdyskontowana przez rynki? Część analityków uważa, że jeszcze nie.