Europejski Bank Centralny wkracza w strefę cienia, w którą inne banki centralne nie chcą się zapuszczać – tak czwartkową decyzję frankfurckiej instytucji, aby stopę depozytową obniżyć z 0,25 proc. do zera, skomentował Carsten Brzeski, ekonomista Banku ING. Wprawdzie wcześniej politykę zerowej – a później nawet ujemnej – stopy depozytowej testował szwedzki Riksbank, ale miało to znaczenie czysto symboliczne, bo stopa ta nie odgrywa tam ważnej roli. Tymczasem najważniejsze banki centralne świata, takie jak Rezerwa Federalna, Bank Japonii i Bank Anglii, nigdy się na taki krok nie zdecydowały, choć go rozważały.
Stopy w korytarzu
Stopa depozytowa wyznacza oprocentowanie jednodniowych depozytów banków komercyjnych w banku centralnym. Wraz ze stopą refinansową (lombardową), czyli oprocentowaniem jednodniowych zabezpieczonych aktywami pożyczek banku centralnego dla komercyjnych instytucji, wyznacza ona korytarz, wewnątrz którego oscylować powinna jednodniowa stopa procentowa na rynku międzybankowym. Gdyby była ona niższa od stopy depozytowej, bankom nie opłacałoby się udzielać sobie wzajemnie pożyczek. Wolną gotówkę wolałyby zdeponować w banku centralnym. Gdyby z kolei stopa międzybankowa była wyższa niż stopa refinansowa, bankom nie opłacałoby się zaciągać pożyczek na rynku, bo taniej mogłyby zadłużyć się w instytucji centralnej.
W celu utrzymania szerokości tego korytarza, banki centralne obniżając stopę refinansową, na ogół obcinają też stopę depozytową. W ten właśnie sposób, mimochodem, poniżej zera sprowadził tę ostatnią w lipcu 2009 r. Riksbank (za depozyty zaczął ponownie płacić bankom w październiku 2010 r.).
Czwartkowa decyzja EBC miała inny charakter. Choć frankfurcka instytucja musiała obniżyć stopę depozytową do zera, jeśli obniżając do 0,75 proc. stopę refinansową chciała utrzymać szerokość korytarza między nimi, zmiana tej pierwszej była tym razem ważniejsza. EBC zależy bowiem na tym, aby zniechęcić banki komercyjne do trzymania u niego gotówki. Kredytodawcy robią to głównie z powodu niepewności co do perspektyw gospodarki eurolandu. Prowadzi to jednak do błędnego koła, bo płynność, w którą bank centralny zasila system bankowy, aby zwiększyć podaż kredytu i poprawić koniunkturę, nie przepływa do realnej gospodarki. Wyraźnie było to widać po dwóch aukcjach trzyletnich pożyczek EBC dla banków komercyjnych, które odbyły się w grudniu i w lutym. Łącznie banki sięgnęły po 1 bln euro, ale w dużej mierze pieniądze te wróciły do Frankfurtu: wartość depozytów w EBC skoczyła z około 300 mld euro na początku grudnia ub.r., to około 800 mld euro obecnie.
Draghi bez wiary
Jaka jest szansa, że EBC uda się zmusić banki, aby przeznaczyły te pieniądze na akcję kredytową lub np. zakupy obligacji skarbowych zadłużonych państw strefy euro? Sam prezes frankfurckiej instytucji Mario Draghi przyznał, że się nie spodziewa, aby „zachowanie banków zmieniło się dramatycznie". Podkreślił też, że niemrawość akcji kredytowej wynika także z braku popytu na pożyczki. Gdyby jednak obniżka stopy depozytowej przyniosła efekty, wzrosłaby skuteczność aukcji pożyczek EBC dla banków, a wówczas kolejne takie aukcje stałyby się bardziej prawdopodobne.