John Paulson i George Soros dokupowali w II kwartale złota do swoich funduszy, ale większość inwestorów nie wierzy, że ceny kruszcu szybko się odbiją. Rację ma większość czy dwaj inwestycyjni guru?
Według mnie ci drudzy. Ale Paulson i Soros należą do nielicznych dużych inwestorów, którzy mają znaczące pozycje w złocie. Z moich wyliczeń wynika na przykład, że kruszec ten lub akcje wydobywających go spółek stanowią zaledwie 0,15 proc. aktywów amerykańskich funduszy emerytalnych. Myślę, że w portfelach europejskich instytucji tego typu udział ten jest jeszcze mniejszy. Ale właśnie popyt funduszy emerytalnych i ubezpieczycieli będzie napędzał hossę na rynku złota.
Kierując się tym, ile o złocie pisały w ostatnich latach media finansowe, można odnieść wrażenie, że ma je już każdy inwestor.
Jest kilku znanych inwestorów, którzy się złotem interesują. Oprócz już wspomnianych to m.in. David Einhorn, Paul Tudor Jones czy Shayne McGuire. Informując o ich poczynaniach, media siłą rzeczy mówiły o złocie. W rzeczywistości ci inwestorzy są w mniejszości. I to nie tylko dziś, gdy zwyżki cen złota wyhamowały, ale także w poprzednich kilku latach. Inwestycje w złoto to temat przegadany na tle jego faktycznej popularności.
To dlaczego sądzi pan, że fundusze emerytalne, ubezpieczyciele i inni konserwatywni inwestorzy instytucjonalni będą zwiększali zaangażowanie na rynku złota?