WIG20 osłabił się wczoraj o 0,8 proc., na głównych parkietach zachodnioeuropejskich i na Wall Street przecena akcji była jeszcze głębsza. S&P 500 po południu zniżkował aż o 2,5 proc. Dolar w pierwszej chwili osłabił się wobec euro, co analitycy tłumaczyli oczekiwaniami inwestorów, że pod rządami Obamy Rezerwa Federalna będzie kontynuowała dotychczasową, łagodną politykę pieniężną. Ale około południa dolar zaczął się umacniać.
– Z naszej perspektywy, świat wygląda dzisiaj praktycznie tak samo, jak w poniedziałek. Obama jest prezydentem, Senat jest zdominowany przez demokratów, a Izba Reprezentantów przez republikanów – powiedział Marc Chandler, główny strateg walutowy Brown Brothers Harriman, odnosząc się do wyników wyborów do Kongresu, które odbyły się równocześnie z prezydenckimi.
Ale powyborcze miesiące są na ogół dla inwestorów dobrym okresem. – Powyborcze zwyżki są czymś zrozumiałym, bo z rynku znika jedno ze źródeł niepewności – ocenił Paul Hickey, jeden z założycieli Bespoke Investment Group. Z wyliczeń tej firmy inwestycyjnej wynika, że od 1928 r. S&P 500 w listopadzie roku wyborczego zyskiwał średnio 0,9 proc., a w grudniu 1,7 proc. Ale w latach, gdy wygrywali demokraci, stopy zwrotu były średnio mniejsze, choć nadal dodatnie.
– Historycznie, akcje radziły sobie lepiej, gdy prezydentem był demokrata, ale w pierwszym roku kadencji stopy zwrotu były wyższe, gdy prezydentem był republikanin. Możliwym wyjaśnieniem tego zjawiska jest to, że inwestorzy uważają republikańskie administracje za przyjaźniejsze dla biznesu – zauważył Julian Jessop, główny ekonomista ds. globalnych w Capital Economics. Ale jego zdaniem tym razem reelekcja demokraty może się okazać dla rynku lepsza. Choć większość analityków oceniała, że Romney miał lepsze pomysły na przeskoczenie tzw. fiskalnego urwiska (przypadających na początek 2013 r. cięć wydatków publicznych i podwyżek podatków), ale nawet gdyby wygrał, nie uzyskałby nad Obamą dużej przewagi. Nie miałby silnego mandatu, aby te pomysły przeforsować w Kongresie.