Giełdowe sesje nie przysporzyły wczoraj emocji, a w każdym razie nie znalazło to odzwierciedlenia w głównych indeksach. Po obu stronach Atlantyku oscylowały one wokół zera, bo po zapoznaniu się z danymi makroekonomicznymi inwestorzy wciąż czekali na wieczorny – w Europie – komunikat Fedu.
Ameryka trochę przyspieszyła
Departament Handlu podał pierwsze szacunkowe dane dotyczące stanu amerykańskiej gospodarki w drugim kwartale. Okazały się lepsze od prognozowanych, bo produkt krajowy brutto wzrósł tam o 1,7 proc. w ujęciu zannualizowanym w stosunku do I kwartału, kiedy ostatecznie zwyżkował jedynie o 1,1 proc., co skłoniło ekonomistów do ostrożnych przewidywań i w rezultacie oczekiwali oni wzrostu PKB ledwie o 1 proc. O lepszym wyniku zdecydował wzrost wydatków konsumpcyjnych o 1,8 proc. i większe zapasy. W porównaniu z II kw. ub.r. amerykańska gospodarka zwiększyła się o 1,4 proc.
ADP Research Institute oszacował, że w lipcu przybyło w Stanach 200 tys. miejsc pracy. To też wynik lepszy od oczekiwanego, ale w tym przypadku lepiej poczekać do piątku na oficjalne dane Departamentu Pracy.
Reakcja inwestorów na dane z USA jest dość ambiwalentna, bo wyraźna poprawa koniunktury gospodarczej będzie oznaczała koniec jej stymulowania przez Fed, a ostatni wzrost giełdy zawdzięczają właśnie miliardom pompowanym przez Fed, Bank Anglii i EBC oraz rekordowo niskim stopom.
Strefa euro wychodzi z recesji?
Informacje publikowane przez Eurostat nie są w tej kwestii jednoznaczne. Nie pozostawiają wątpliwości jedynie co do tego, że z dużych gospodarek najlepiej radzą sobie Niemcy.