Dług zaciągnięty w obcych walutach bez uwzględnienia skarbu państwa i banku centralnego przypadający do spłaty do 2018 roku wynosi 700 miliardów islandzkich koron (5,8 miliarda dolarów). Prognozowane nadwyżki na rachunku bieżącym kraju w okresie następnych pięciu lat nie sięgają nawet połowy tej kwoty, a niedobór może wynieść równowartość 20 proc. produktu krajowego brutto.
Krajowi grozi ryzyko związane ze spłatą zagranicznego długu w sytuacji, kiedy jego gospodarka nie ma dostępu do międzynarodowego rynku finansowego, powiedziała Sigridur Benediksdottir, odpowiedzialna w banku centralnym za stabilność finansową. Jej zdaniem niebezpieczeństwa z tym związane pogarsza stan rachunku bieżącego.
O tym, że brak wystarczających środków w walutach obcych jest wielkim problemem mówił niedawno premier Sigmundur Gunnlaugsson, który próbuje zmniejszyć kontrolę przypływu kapitału obowiązującą od 2008 roku. Największym wyzwaniem jest uwolnienie przypływu kapitału bez wywołania wyprzedaży korony, co mogłoby zwiększyć zagraniczny dług kraju i zaszkodzić ożywieniu gospodarki. Rentowność islandzkich obligacji denominowanych w amerykańskich dolarach w ubiegłym miesiącu osiągnęła poziom 5,71 proc. wobec 3,81 proc. zanotowanych w maju tego roku. Różnica wobec rentowności długu USA wczoraj wzrosła do 314 punktów bazowych podczas gdy w maju było to tylko 210 pb.
Poza kontrolą rządu Islandii są zobowiązania wobec zagranicznych kredytodawców wynoszące 7,2 miliarda dolarów, a premier Gunnlaugsson chciałby, aby zrezygnowali oni z dużej części roszczeń by zapobiec wyprzedaży korony.
W październiku 2008 roku zbankrutowały trzy islandzkie banki - Kaupthing, Glitnir i Landsbanki Islands - których niespłacone zobowiązania na finansowanie ekspansji sięgały 85 miliardów dolarów. Ten krach spowodował, że Islandia pogrążyła się w najgorszej recesji od 60 lat i musiała skorzystać z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego.