Niepewność towarzysząca kryzysowi w Grecji znów dawała o sobie znać inwestorom. Większość europejskich indeksów giełdowych lekko traciła w środę po południu. Grecki indeks ASE spadał w ciągu dnia o ponad 4 proc., po zwyżce o 7,5 proc. dzień wcześniej. Rentowność greckich dziesięciolatek wzrosła do 10,5 proc. Inwestorzy oczekiwali na decyzje eurogrupy dotyczące Grecji. Do zamknięcia tego wydania „Parkietu" nie były one znane, ale z przecieków wynikało, że ministrowie finansów państw strefy euro uznali, że 16 lutego, kiedy zaplanowano następne posiedzenie eurogrupy, będzie ostateczną datą ich podjęcia.
– Chcemy porozumienia, ale jeśli go nie będzie i przekonamy się, że Niemcy chcą wysadzić w powietrze Europę, będziemy musieli przejść do planu B. Mamy inne miejsca na znalezienie pieniędzy. Mogą to być USA, może Rosja, mogą Chiny czy inne kraje – przekonuje Pannos Kammenos, grecki minister obrony, szef partii Niezależni Grecy.
Straszak na Greków
Tematem dyskusji eurogrupy miał być m.in. kompromisowy projekt porozumienia ws. greckich reform przedstawiony we wtorek przez Yanisa Varoufakisa, ministra finansów Grecji. Przecieki od niemieckich negocjatorów mówiły jednak, że w środę nie dojdzie do porozumienia, a w Grecji może zostać wprowadzona kontrola przepływu kapitału.
– Precedens z Cypru z 2013 r. wskazuje, że nie można wykluczyć takiego scenariusza. Kontrola przepływu kapitału narzucona Grecji byłaby bardzo źle przyjęta przez greckich wyborców i zwiększyłaby presję na ateński rząd, by porozumiał się z europejskimi partnerami – wskazuje Danae Kyriakopoulou, ekonomistka z instytutu Centre for Economics and Business Research.
Niewielki odpływ
Tymczasem według wyliczeń londyńskiej firmy CrossBorder Capital zwycięstwo wyborcze Syrizy jedynie w niewielkim stopniu wpłynęło na odpływ kapitału z Grecji. O ile w listopadzie odpłynęło stamtąd 149 mln USD, a w grudniu 166 mln USD, o tyle w styczniu 177 mln USD. To niewiele w porównaniu choćby z sierpniem 2014 r., gdy odpływ kapitału sięgnął aż 2,4 mld USD.