Wskazał, że „korzystne środowisko gospodarcze", nadwyżka handlowa, „zdrowa pozycja fiskalna" oraz duże rezerwy walutowe powinny wspierać kurs chińskiej waluty. Mimo tych zapewnień chiński bank centralny trzeci dzień z rzędu luzował pasmo wahań kursowych juana, pozwalając, by osłabł on w ciągu dnia o 1,1 proc. Przez ostatnie trzy dni juan stracił już 3,7 proc. wobec dolara.

Kolejny dzień dewaluacji nie wzbudzał już jednak niepokoju na giełdach. Indeks Shanghai Composite wzrósł w czwartek o 1,76 proc., a indonezyjski Jakarta Composite odbił się o 2,3 proc. Waluty Azji Wschodniej umiarkowanie odrabiały straty z poprzednich dni, podobnie jak niektóre surowce. Inwestorzy dobrze przyjęli zapewnienia Ludowego Banku Chin, że nie będzie on dążył do zdewaluowania juna o 10 proc. i że nie chce wojny walutowej. – Chiny nie potrzebują wojny walutowej, by zyskać przewagę – przekonywał Ma Jun, ekonomista z chińskiego banku centralnego.

– Spadek wartości juana znalazł się w tym tygodniu na czołówkach gazet, ale blednie w porównaniu z tym, co spotkało inne waluty od początku roku. Brazylijski real osłabł od początku roku o ponad 30 proc. wobec dolara, indonezyjska rupia straciła 11 proc., a malezyjski ringgit – 15 proc. Euro osłabło od stycznia o 9 proc. wobec dolara. Nie postrzegamy tego jako „wojny walutowej" czy skoordynowanej polityki służącej pobudzeniu eksportu. Chiński rząd ma świadomość tego, że nie uda mu się zdewaluować waluty do poziomu konkurencyjność Wietnamu czy Kambodży, gdzie koszty są o połowę mniejsze – twierdzi Mike Sell, szef działu inwestycji azjatyckich w brytyjskiej firmie Alquity Investment Management.